Jestem zmuszona oddać w dobre ręce króliczka.
Jego historia zaczęła się tak jak większość -Desti został kupiony w sklepie zoologicznym (z litości - inne króle przychodziły i odchodziły, a on dalej tam tkwił).W swojej naiwności myślałam, że zapewnię mu lepsze życie.Jakże się pomyliłam...
Pierwszy 1-1,5 Desti spędził wśród psów.Biegał wolno, w zasadzie mieszkał poza klatką, pomiędzy nim a psami narodziła się swojego rodzaju więź (wszystkie zwierzęta piły ze wspólnych misek, iskały się, okazywały sobie czułość).Psy owe byly u mnie tymczasowo, zgarniete wyglodniale, czy przeznaczone do uspienia.Wszystkie maja juz swoje domy.Dest zostal sam.Nie garnal sie do kontaktu z czlowiekiem,a ja go nie zmuszalam.Funkcjonowal sobie w swoim trybie.Kiedy kupilam Desta, byl dzikuskiem.Jest nim nadal.
Moja sytuacja zyciowa zmienila sie, malo czasu spedzam w domu, a kiedy przyjezdazm i probuje pracowac z kroliczkiem, widze postepy - jednak po tygodniu nie widzenia wszystko wraca do "normy".Czasem przez tydzien nie ma mnie w domu, czasem dluzej.W tym czasie rodzina karmi Desta, ale tylko karmi.Maly siedzi w klatce.Tak jak mowilam jest dzikuskiem - czasem, kiedy sie boi potrafi skoczyc na rece lub ugryzc.Krolik sie meczy.Musze to przyznac.Meczy sie naprawde bardzo.Ja niestety, chociaz bym chciala, nie jestem w stanie zapewnic mu tego, czego potrzebuje.
Dlatego postanowilam go oddac.Dla jego dobra.Niech przystosuje sie do rzeczywistosci, zacznie czerpac radosc z zycia... po prostu ZYC.
A nie wegetowac.Krolis potrzebuje pomocy, mysle ze dom tymczasowy bylby najlepszym wyjsciem.
Mozecie mnie zle oceniac,uzywac niewybrednych slow, nie wazne.Zalezy mi przede wszystkim na zwierzeciu.