Długo tu nie pisałam, ale o malucha dalej walczę niestety. Właściciel potrafi jednego dnia mówić, że chce go oddać (niestety tylko mówić) i pyta czy dla jego psa też bym nie znalazła domu (
!), a na drugi dzień wyzywa mnie, że nachodzę i straszy policją. Niestety właściciel nie jest zdrowy umysłowo i to bardzo utrudnia sytuację.
Parę dni temu widziałam, że królik biegał luzem na placu zabaw. Pod wątpliwą opieką 12 letniej dziewczynki (specjalnie nie zwracała uwagi na królika) Koszmar. Tam ludzie psy wypuszczają. Oczywiście nie szło go złapać. Ponad godzinę go gonili. Chciałam pomóc, ale był to jeden z tych dni gdzie jestem tą "złą sąsiadką".
Powiadomiłam TONZ i lada dzień wyślą list polecony do nich, że zgłoszono złą opiekę i zwierze jest obserwowane przez TONZ. I oby to miało jakiś dobry skutek.
Jakiś czas temu udało mi się ich jeszcze namówić na weterynarza. Zaproponowałam, że zawiozę itd. Zaszczepiony więc jest i odrobaczony. Zawsze jakiś plus.
Wzdech... Żeby trochę oddać obraz dziwnego stanu umysłu właściciela opiszę krótką sytuację. Jak królik był na placu ktoś chciał mu dać sałatę. Jakiś sąsiad. Rzucił ją więc z balkonu. Jak tylko sąsiad zniknął z balkonu właścicielka królika pozbierała sałatę mamrocząc pod nosem, że przecież to kosztuje i będzie mieć na kanapki...