Autor Wątek: Szarak mój kochany nie żyje :(  (Przeczytany 16655 razy)

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Offline ais

  • Członek SPK
  • ****
  • Członek SPK
  • ****
  • Wiadomości: 1754
  • Płeć: Kobieta
Szarak mój kochany nie żyje :(
« dnia: Marzec 14, 2010, 01:20:21 am »
hej,

Szarak się zatkał, ma straszne wzdęcie.

Jałonicka podała mu dzisiaj już 2 razy steryd, antybiotyk, 2 razy kroplówkę, kilak razy juz dostał espumisan doustnie i teraz całą noc mamy podawac espumisan co 4 godziny, robilismy juz zastrzyk podskórny z wody, krolik lezy przykryty polarem, na uszy zalozylismy cieple skarpety, obok lezy butelka  z gorąca woda  owinieta recznikiem.

Czy ktos wie jak dokladnie ten brzuch masowac? masujemy na wszelkie sposoby, ale widzialam wpisy, ze trzeba masowac "ogonkiem do gory"

tzn jak? jak go dokladnie trzymac?

jesli postawie go do gory nogami to mi sie przeciez moze udusic, bo brzuch bedzie jeszcz ebardziej uciskal pluca niz uciska teraz.

Offline ppx

  • Użytkownik
  • *
  • Wiadomości: 1950
  • Płeć: Kobieta
    • KiG
Szarak mój kochany nie żyje :(
« Odpowiedź #1 dnia: Marzec 14, 2010, 01:38:41 am »
O współczuję chorowitkowi, ja niestety nie wiem co poradzić...

Może znajdzie się jeszcze na forum jakiś nocny marek co coś poradzi?


Offline ais

  • Członek SPK
  • ****
  • Członek SPK
  • ****
  • Wiadomości: 1754
  • Płeć: Kobieta
Szarak mój kochany nie żyje :(
« Odpowiedź #2 dnia: Marzec 14, 2010, 02:21:58 am »
na razie czytam na uszatej i na stronie ziabaka i oazy.

zaczelismy uzywac elektrycznego przyrzadu do masażu.

nie jest dobrze, mam nadzieję, że Szarak przeżyje, na 9tą jedziemy znowu do lecznicy.

kucharz19

  • Gość
Szarak mój kochany nie żyje :(
« Odpowiedź #3 dnia: Marzec 14, 2010, 02:59:11 am »
Szarak właśnie zmarł. Umarł o 2:35. Biedaczek się udusił i nic nie dało się zrobić :(

nuka

  • Gość
Szarak mój kochany nie żyje :(
« Odpowiedź #4 dnia: Marzec 14, 2010, 06:45:54 am »
ais, bardzo, bardzo mi przykro. Współczuję straty uszatego przyjaciela  ;(  Tulę mocno  :przytul

Offline IzaK

  • Użytkownik
  • *
  • Wiadomości: 1410
  • Płeć: Kobieta
Szarak mój kochany nie żyje :(
« Odpowiedź #5 dnia: Marzec 14, 2010, 08:02:16 am »
Bardzo mi przykro :(

Offline roxi7659

  • Użytkownik
  • *
  • Wiadomości: 2412
  • Płeć: Kobieta
  • króliki :)
Szarak mój kochany nie żyje :(
« Odpowiedź #6 dnia: Marzec 14, 2010, 09:58:24 am »
przykro mi  :(

Offline MAS

  • Użytkownik
  • *
  • Wiadomości: 2469
  • Płeć: Kobieta
  • Moje króliki: Tymon,Dudek
  • Pozostałe zwierzaki: świniaki Zorro&Garcia,
  • Za TM: szkoda pisać
Szarak mój kochany nie żyje :(
« Odpowiedź #7 dnia: Marzec 14, 2010, 10:03:41 am »
:( Bardzo współczuję. :przytul

Offline reniaw

  • Użytkownik
  • *
  • Wiadomości: 2697
  • Płeć: Kobieta
  • Franuś
Szarak mój kochany nie żyje :(
« Odpowiedź #8 dnia: Marzec 14, 2010, 10:36:35 am »
kurcze ...przykro mi :( ale musialo go scisnac..

ja masowalam w kierunku odbytu,mniej wiecej od przednich lapek,uchola mam miedzy nogami tak jak do karmienia,niewolno zaraz po jedzeniu

elektryczny masaz...to chyba za silne..moze uszkodzic jelitka
Tylko życie poświęcone innym warte jest przeżycia.
- Albert Einstein

Offline mika2680

  • Użytkownik
  • *
  • Wiadomości: 4433
  • Płeć: Kobieta
Szarak mój kochany nie żyje :(
« Odpowiedź #9 dnia: Marzec 14, 2010, 10:45:30 am »
Bardzo mi przykro  :(  :(

Offline kasiek

  • Użytkownik
  • *
  • Wiadomości: 2981
  • Płeć: Kobieta
  • Lokalizacja: Kraków
  • Moje króliki: Pompon
  • Za TM: Ukryj i Bisia
Szarak mój kochany nie żyje :(
« Odpowiedź #10 dnia: Marzec 14, 2010, 10:46:13 am »
Nie wierze w to... kolejny króliczek w tak krótkim czasie...  :przytul trzymaj się a właściwie trzymajcie się  :przytul

Offline ais

  • Członek SPK
  • ****
  • Członek SPK
  • ****
  • Wiadomości: 1754
  • Płeć: Kobieta
Szarak mój kochany nie żyje :(
« Odpowiedź #11 dnia: Marzec 14, 2010, 11:32:17 am »
wszyscy jestesmy strasznie zdołowani, mialam nadzieję, ze sie obudzę i ze to byl tylko straszny sen.

Jeszcze poprzedniej nocy Szarak biegał jak zwykle, taki radosny był, przybiegal do mnie zawsze na zawolanie co koń wyskoczy z drugiej części domu nawet. Jak pies sie zachowywal, nigdy takiego krolika nie znałam jak on. Bardzo porządny był - mieszkal bez klatki, zalatwial sie tylko do kuwety, a nie byl wykastrowany. Moje 3 inne króliki do pięt mu nie dorastały w zachowaniu - patrzą tylko, co by obsikac albo przegryźć i nie ma mowy o takiej integracji jak on, nie przybiegną :(

a on zawsze przybiegał i to bardzo szybko, cieszył się jak pies, nawet ogonkiem merdał! (i nie sikał naokoło - moje pozostale jak merdaja ogonami to tylko po to, zeby nasikac skuteczniej). Sam wskakiwal na ręce, aż się o to prosił, przytulał się, a byl wysoki jak stawał słupka - na jakieś 85 centymetrów.


Mial szczesliwe życie, choc krótkie - uratowalismy go poltora roku temu od terrarysty.
Mieszkal przez 3 dni z wężem boa w terrarium, ale nie zostal przez niego zabity.
Terrarysta oglosil go, ze sie pozbywa  za 10 zł, więc go wykupilismy, bylo to w Gdańsku.
2 osoby z innych stowarzyszen uczestniczyly w ratowaniu go, jedna odebrała go od terrarysty, a druga przywiozła pewnej nocy pociagiem do Warszawy.
Byl strasznie wychudzony, myslelismy, ze umrze. Michal Kucharski zajmowal sie nim wtedy w naszym biurze - kilak razy dziennie przemywal mu olbrzymią ropiejąca rane na glowie, karmił i Szaraczyk wyzdrowiał, nawet trochę przytył.


No i tak minęło półtora roku, na zimę rok temu Szaraka przenieśliśmy do mnie do domu, latem biegał sobie w ogrodzie, zaprzyjaznil się z moją królicą.


Zgubiło go to, że był łakomy - lubił ciastka. Od miesiąca mieszkał poza klatką - bo po wielu podejściach okazało sie ze jest bardzo czysty i porządny - i mimo, że bardzo
pilnowałam, żeby nie wychodził poza rejon kuchni i korytarza (zamykalam zawsze drzwi na noc i jak mnie nie bylo) to w ciągu  dnia, gdy ktos sie zagapil Szarak od razu wskakiwał na stół i porywał a to jabłko, a to jakis kawałek bułki czy ciastko.

A poprzedniej nocy był jak zwykle bardzo łakomy - miałam gości i Szarak kręcił sie koło nas - dostał jabłko do zjedzenia. Potem nie zauwazylam, ze polecial do otwartego gabinetu w drugiej czesci domu i dobrał się do kilku ciasteczek, ktore lezaly w pudełku na podłodze, zawsze bardzo się na nie chciał rzucac i musiałam go przepędzać. Potem znalazłam nadgryzione ciasteczko z czekoladą.

goście wstawali o 8 rano i potem mi mówili, ze siedział koło pralki jakis osowiały, ja wstałam o 11 i od razu siie zorientowałam, ze ma strasznie wzdęty brzuch, tak więc zawiozłam go przed 14 do doktor Jałonickiej na Podleśną, wcześcniej miała pacjentów i teoretycznie mialam przyjechac na 15.45, ale postanowilam sie jednak wbić wcześniej.

Duzo lekarstw podalysmy i zaczal sie czuc lepiej, zrobil bobkow duzo nawet, ale doktor mowila, ze to z jelit schodzą po kroplowce, a żołądek ma zatkany prawdopodobnie całkowicie. Rentgen pokazal, ze zoladek jest olbrzymi i uciska płuca. wiadomo bylo, ze operacja to 30 procent najwyzej powodzenia, ze przezyje i ze to absolutna ostatecznosc - bo co prawda zabiegi zazwycczaj sie udaja, ale potem uklad pokarmowy nie chce pracowac i zwierza i tak umiera parę dni później.
Wstrzymalismy sie z operacją do dzisiaj na 9, zeby podawac espumisan dalej, masowac i podawac kroplówkę.

Całą noc planowalismy go masowac, Michal i Mateusz z SPK przyjechali do mnie na noc, byla tez szefowa Empatii (bo akurat przyjechala z Krakowa i u mnie siedzi do jutra).
Masowalismy i  cuda wyczynialismy, myslelismy, ze wyjdzie z tego.


Ale jakoś przed północą zaczął sie stawac slabszy, nogi mu sie juz zaczynaly rozjezdzac, ale masowalismy dalej uporczywie, kierujac sie wskazowkami z uszatej i ziabakowej strony, wyczytalam o tym masazu elektrycznym, najpierw  sprawdzalismy na sobie, czy nie jest za mocny, na uszatej stronie bylo napisane, ze jest nawet bardzoej skuteczny niz masaż ręczny, tak więc nie chciellismy tracic takiej szansy ii nie spróbować.

o polnocy mu podalismy podskornie kroplówkę od dr Jałonickiej, a o 1.30 kolejna dawke espumisanu doustnie.
Caly czas sie nam zdawalo, ze moze sie uda, bo mielismy wrazenie, ze te gazy z brzucha jakos co dluzszy czas, ale jednak, malymi porcjami uchodzą, wiec sądzilismy, ze nie jest calkowiicie zatkany i ze popracujemy nad  nim nawet kilka dni i brzuch dojdzie do normy.

Ale jakos po 2giej Szarak zaczął się robic slabszy, troche mu sie glowa zaczynala przechylac na boki, więc ja podtrzymywałam na kocyku na podłodze, glaskalismy go caly czas. Michal mowil, ze chyba to juz koniec, skoro nie moze glowy utrzymac.
Ja mialam nadzieję, że moze jak bedziemy dalej masowac, to bedzie lepiej, zreszta espumisan przeciez juz powinien byl znowu działać, bo godzine wczesniej podany.

no i jakos o 2.30 Szarak nagle polozyl sie na boku i zaczął lapac powietrze - domyslilismy sie, ze sie dusi - Jałonicka mowila, ze umierają albo z uduszenia albo z powodu pekniecia zołądka. Zadzwonilam wiec do niej (powiedziaa ,ze oge dzwonic w srodku nocy i ją obudzic) i jej na zywo relacjonowalam, co sie dzieje, juz sie domyslilam, ze umiera i pytalam jej, co robic, jak polozyc go, zey mniej cierpial.
Nie bylismy w stanie nic zrobic, zey sie nie przestawal dusic, a on juz zaczal piszczec - tak raz dlugo pisnął, a potem lapal z terudem powietrze i co jakis czas cicho i krotko piszczal ponownie, łapał to powietrze, a my we 3 z rozpaczą nad nim siedzielismy no i tak coraz rzadziej to powietrze łapał, przednia nóżka mu sie trzęsła i tak coraz wolniej się ruszał, a ja z Jałonicką na telefonie.
bylismy tak zszokowani i z taka adrenalina po  tym masowaniu calym, ze nawet nie płakalismy wtedy, nie wiedzielismy, czy on umarl, a moze zyje, cale to duszenie sie trwalo chyba ze 2 minuty. Juz myslelismy, ze umarl, a on znow lapal powietrze, bylismy jak skamieniali z przerażenia.

A ja caly czas go głaskałam i tak ze 2 godziny potem jeszcze caly czas go glskalam, mimo, ze umarl, to  byl moj ukochany Szarak - tak naprawde zabila go moja miłość, za bardzo mu folgowałam, a on był tak radosny i łakomy, do tego tak duzy, że myślałam, ze jak zje to jedno czy dwa ciastka, to nic mu nie bedzie, bo juz nie raz je kradł i nic sie nie dzialo. Potem moj tata powiedzial mi, ze poprzedniego dnia wieczorem, zanim przyszli goscie i ja - dal mu białą suchą bulkę, bo Szarak strasznie chciał i rzucal sie do jedzenia.
a ja tego wtedy nie wiedzialam i jak przyszlam to dostał całe jabłko i nie powstrzymałam go przed ciastkami, bo nie wiedzialam, ze jest juz najedzony. Musialo mu to jablko sfermentowac w zołądku z ciastkami.

pocieszam sie tylko tym, ze mial u mnie bardzo szczesliwe zycie, byl tak radosny i skoczny, a mial poltora roku, wiec to nie byla juz taka typowa dziecięca radość.


Tyle miałam planów co do Szaraka, nawet niedawno wymyslilam mu nowe imię - Zygmuś :) Szarakiem nazwał go w swoim czasie Michał, bo to on oficjalnie adoptował Szaraka od SPK.

Nazywałam Szaraka "Zygmuś Posążek" - bo bardzo lubil leżeć przed lustrem na 30 centymetrowej konsoletce na kocyku. wyglądał jak taki posążek, strasznie to bylo rozkoszne. Teraz pusta jest ta konsoletka, kątem oka wydaje mi sie, ze caly czas go tam widzę.
Mial tez swoje iejsce na kocyku pod stołem w kuchni, kupilam mu piękną materiałową bude do spania jak dla kota i w niej tez leżał sobie. Jak piesek w budzie - głowe wystawial na zewnatrz i sobei wyglądał.

Pusta teraz jest ta kuchnia i widzę jego cień wszędzie, słyszę jego wesołe posapywanie, jak do mnie biegnie. Nie wiem, jak ja to przeżyję, przyczyniłam sie do jego smierci, bo za bardzo mu na wszystko pozwalałam. Mogłam go pilnować tak samo jak pozostałych krolikow - one w zyciu zadnych ciastek nie dostają i dożyły juz w zdrowiu 7 lat każdy, w ogóle nie chorują.
 
Pochowalismy go w nocy pod wielką lipą w moim ogrodzie, to największe drzewo, w całej okolicy je widać z daleka. W orszaku nawet moj stary wilczur uczestniczył, sam przyszedl, stal z nami i  szedl z nami jak nieslismy lopaty, tez znal Szaraka.

Teraz po praktycznie nieprzespanej nocy wstaję, bo nie mam siły spać ze zmartwienia.

a tak sie cieszyłam, ze niedlugo wiosna i mowilam Szarakowi, ze znow bedzie zajęcze lato i ze bedzie biegal w ogrodzie. Oczywiste bylo dla mnie, ze moje dzieci będą sie bawily z Szarakiem i zastanawialam sie, jak to zorganizowac, ten jego pobyt w kuchni.

I wszystko w łeb wzięło, przez głupie ciastka, jabłko i biała bułkę, o której nie wiedziałam, że ją dostał (tata też go bardzo kochał i dogadzał mu zawsze - przynosił jabłuszka i suche bulki, bo Szarak tak prosił i tak chciał je jeść).

Zabiliśmy go przez głupią miłość i wiarę, że jest młody, duży, zdrowy i energiczny i że można mu pofolgować.

Offline ppx

  • Użytkownik
  • *
  • Wiadomości: 1950
  • Płeć: Kobieta
    • KiG
Szarak mój kochany nie żyje :(
« Odpowiedź #12 dnia: Marzec 14, 2010, 11:42:07 am »
Jejku, współczuję. :(

A ile on miał lat?


Offline ais

  • Członek SPK
  • ****
  • Członek SPK
  • ****
  • Wiadomości: 1754
  • Płeć: Kobieta
Szarak mój kochany nie żyje :(
« Odpowiedź #13 dnia: Marzec 14, 2010, 11:45:20 am »
Półtora roku mial właśnie zaledwie. Od tego węża boa uratowalismy go, jak miał może z 5 tygodni, maleńki był.

Zdrowy był i bardzo energiczny, o nim ostatnim myslalam, ze umrze w tym domu.

Raczej stawiałam na psa, bo ma juz 14 lat, a to duzy wilczur. Nawet na Myszusia mojego ukochanego królika 7mioletniego stawiałam, bo angora i się może zatkac w końcu futrem, jak nie zdaże na czas wyskubać.

w życiu nie pomyslalam, ze Szarakowi może coś się stać, był ostatni w kolejce. Za mało na niego uważałam :(

Offline kasiek

  • Użytkownik
  • *
  • Wiadomości: 2981
  • Płeć: Kobieta
  • Lokalizacja: Kraków
  • Moje króliki: Pompon
  • Za TM: Ukryj i Bisia
Szarak mój kochany nie żyje :(
« Odpowiedź #14 dnia: Marzec 14, 2010, 11:47:51 am »
ais, walczyliście do ostatniej chwili... do samego końca byliście z nim... to chyba najważniejsze że nie odszedł w samotności. Kica sobie teraz za TM z innymi forumowymi króliczkami i tam na pewno ma pod dostatkiem wszystkiego co lubił. Będzie tam kicał po zielonej łące- w końcu wiosna idzie. I nie obwiniaj się... to niczego już nie zmieni... trzymaj się  :przytul

Offline ppx

  • Użytkownik
  • *
  • Wiadomości: 1950
  • Płeć: Kobieta
    • KiG
Szarak mój kochany nie żyje :(
« Odpowiedź #15 dnia: Marzec 14, 2010, 11:49:04 am »
A zawsze mi się wydawało, że to króliki hodowlane mają odporniejsze żołądki. :(


Offline bosniak

  • Członek SPK
  • ****
  • GRUPA ADOPCYJNA SPK
  • **
  • Wiadomości: 9532
  • GRUPA ADOPCYJNA SPK
    • Uszate serduszka czekają...
  • Moje króliki: Antosia i Masza
  • Za TM: Klusia, Venus, Nala, Diego, Jaskier, Rusałka, Azja, Moona, Astra, moja jedyna Helenka, Miś , House
Szarak mój kochany nie żyje :(
« Odpowiedź #16 dnia: Marzec 14, 2010, 12:10:03 pm »
Ais, strasznie, strasznie mi przykro  :buu
Zapraszam do Uszatej Przystani: www.facebook.com/uszataprzystan

Offline ais

  • Członek SPK
  • ****
  • Członek SPK
  • ****
  • Wiadomości: 1754
  • Płeć: Kobieta
Szarak mój kochany nie żyje :(
« Odpowiedź #17 dnia: Marzec 14, 2010, 12:10:07 pm »
http://forum.kroliki.net/viewtopic.php?p=133047#133047  tutaj w tym temacie dałam zdjęcie Szaraka z moją koleżanką, do Tęczowego Mostu go przeniosłam.


a jeszcze ze 4 dni temu byłam w radiu i opowiadałam o Szaraku, jakiego mam cudownego królika.

Dziękuję Wam za słowa otuchy, tak mi strasznie smutno jest.

Offline Iras

  • Użytkownik
  • *
  • Wiadomości: 174
  • Płeć: Kobieta
Szarak mój kochany nie żyje :(
« Odpowiedź #18 dnia: Marzec 14, 2010, 12:10:23 pm »
OPrzykro mi ais. Wiem, ze to marne pocieszenie, ale moge ci powiedziec, ze to nie bylo duszenie sie... Przed smiercia wystepuje kilka typow charakterystycznego oddychania oddech kussmaula, oddech cheyne-stokesa i oddech biota. Przy dwoch pierwszych rzadko kiedy jest jeszcze zachowana przytomnosc, przy ostatnim - wlasnie to lapanie powietrza z coraz dluzszymi odstepami - nic sie juz nie czuje.

Zastanawiam sie jeszcze, czy to bylo wzdecie, czy moze skret zoladka...
Jesli nie widzisz nic złego w rozmnażaniu zwierząt bez rodowodu - obejrzyj

Offline reniaw

  • Użytkownik
  • *
  • Wiadomości: 2697
  • Płeć: Kobieta
  • Franuś
Szarak mój kochany nie żyje :(
« Odpowiedź #19 dnia: Marzec 14, 2010, 12:10:57 pm »
kurcze...bardzo...bardzo ..mi przykro
 nie wiem co mam napisac..nie lubie czytac takich histori....
Tylko życie poświęcone innym warte jest przeżycia.
- Albert Einstein