Witam, mój pierwszy post na forum, pozwólcie że zacznę od początku.
Króliczka kupiliśmy na początku września. Zadomowienie się i zaprzyjaźnienie z nami trwało bardzo krótko, szybko poczuł się jak u siebie i kicał zadowolony, jednak z czasem zauważyliśmy chorobę.
Po pewnych turbulencjach wydawało nam się, że choroba została pokonana.
Z końcem września przeprowadziliśmy sie z Elbląga do Gdańska, tam też wystarczyło parę godzin, by Bany fikał, skakał kicał i szalał.
Jego ulubionym miejscem była przestrzeń pod łóżkiem, nie robiliśmy mu problemów z dotarciem tam w myśl zasady "jak mu tam dobrze to niech siedzi".
Jednakże po pewnym czasie (w gruncie rzeczy w ostatniej chwili) zorientowaliśmy się, że kabel, który idzie za łóżkiem jest dosłownie zmasakrowany!
Zaczęliśmy więc utrudniać króliczkowi dostęp tam, poprzez wkładanie w szparę koca, ręcznika itd, jednakże wszystko udawało mu się przekopać. W końcu zatkaliśmy dziurę kartonami po wypitych sokach, napojach itd. Tego już nie może pokonać.
Wzamian za to, żeby miał gdzie się schować dostał drewniany domek, na początku chętnie tam siadał albo właził na dach... Jest okej.
No i do tego momentu były momenty że siedział w kącie i odpoczywał, ale także było wiele czasu poświęconego na mnóstwo skoków, bryków, świrków i innych świderków, po prostu na zabawie. Teraz wydaje się, że królik strasznie się rozleniwił, siedzi cały czas albo w rogu łóżka, albo w klatce i głównie śpi lub domaga się głaskania.
Ze zmianą miejsca zamieszkania delikatnie zmieniła się jego dieta, nie dostaje od przeprowadzki gałązek jabłoni które uwielbiał, bo jeszcze jabłoni w nowym miejscu zamieszkania nie zloklizowaliśmy, dodatkowo ciężko tu o smakowite mlecze i koniczynki.
Dodam także, że ostatnio u Banego znów pojawiły się ogniska grzybicy (cała choroba wynika z braku odporności, króliczek za krótko przebywał u mamy...). Zdecydowaliśmy więc po rozmowie z weterynarzem, że nie warto leczyć go miejscowo (grzybica miała zbyt zaawansowane stadium), tylko podaliśmy mu zastrzyk (tzn lekarz muz podał). Próbujemy także zmienić sposób żywienia królika z trybu jaki miał w Elblągu u "babci" (cały dzień siano + granulat, dodatkowo rano suchy chlebek, potem od czasu do czasu warzywa, owoce) na tryb śniadanie-obiad-kolacja + cały dzień dostępne siano.
Tu moje pytania:
1)Czy możliwe że utrata humoru wiąże się z utratą zielonych smakołyków i gałązek?
2)Czy zastrzyk mógł spowodować utratę humoru świrka?
3)Czy zmiana sposobu żywienia może mieć na to wpływ?
4)Czy może jest to wina czegoś innego? heh
Pozdrawiam i liczę na odpowiedź.