No coż...Ciacho pierwszego Sylwestra,to jeszcze dobrze przed 12(musiało być,bo tuż przed północą wróciłam do domu) zrobił wymyk z klatki i schował się w pod łóżkiem w pokoju na piętrze-tzn powędrował tam po schodach bo klatka stała w pokoju na parterze( w ramach wyjaśnień mieszkalam wtedy w domku jednorodzinnym-jednopietrowym).
Wyobraźcie sobie jakie było moje przerażenie jak wróciłam(specjalnie do niego,bo się martwiłam jak zniesie wystrzały) a tu klatka otwarta,pusta,a kicaja nigdzie nie widać
! Myślałam że mi serce wyskoczy...i jakież było moje zaskoczenie, gdy go już znalazłam, gdzie on aż wywędrował.Dodam jeszcze że został w zamknietej klatce,więc musiał to być wyjątkowy akt desperacji.
Myślę,że w tym roku będzie spokojniejszy,bo już swoje przeżył,poznał wiele odgłosów,przyzwyczaił się do nich.Natomiast nie wiem jak to Dziunia zniesie,to jej pierwszy Sylwester u mnie,a ona jest bardziej wrażliwa-strachliwa na nowe odgłosy/hałasy.
Mam nadzieję,że wzajemna obecność doda im otuchy i nie będą się tak bały tych sylwestrowych hałasów...
P.S.
Powiem szczerze,że ja to chyba też mam coś ze zwierzaka,bo nie lubię tych sylwestrowych(i nie tylko) wystrzałów i też mam się ochote przed tym schować