pewnie powinnam zmienić tytuł postu - bo mój problem nie dotyczy teraz zaprzyjazniania Kuby z Tosia (bo tutaj wszystko idzie w dobra strone - ewidentnie Kuba dominuje co mnie bardzo cieszy bo on z charakteru raczej taki "dziadek", ale z zadziorną Tosią jakoś sobie pradził
.
Teraz mam znacznie poważniejszy problem bo jak mam zaprzyjaźnić Tosię z.... moją mamą?
brzmi głupio ale wcale nie jest mi do śmiechu.... Tosia jest u mnie w domu (tzn w domu moich rodziców od około 8 miesięcy czyli jak miala 3-4 miesiace). Tak jak wczesniej pisalam ona i Kuba byli rozdzieleni w dwoch roznych pokojach - czuli sie jedynie przez plytę ktora ich rozdzielala. Cały czas wszystko bylo w porzadku - Tosia była kochanym, przytulaśnym króliczkiem, była bardzo wesoła i zabawna - uwielbiala byc glaskana głownie przeze mnie i przez moją mamę. Wrecz przytulala sie do reki mojej mamy - przychodzila na jej zawolanie, mama nie raz ją karmiła, sprzatala jej w klatce gdy mnie nie było. Jakieś 2 miesiące temu (jeszcze zanim Tosia ostatecznie zamieszkala z Kubą) mama mówiła mi ze jak wchodzi do pokoju to Tosia jakby wybiega z pod łóżka i warczy - ale nic poza tym, zaraz dawala sie glaskac, nic specjalnego sie nie dzialo. Mówiłam sobie - to nic takiego - przeciez wiadomo dojrzewa, do tego nie jest sterylizowana wiec to pewnie hormony, urojone ciąże itd. Fakt wyrywala sobie futerko, probowala robic gniazda ale po kilku dniach jej przechodzilo. Z czasem zamieszkala z Kuba o czym juz pisalam. Wszystko bylo ok (jesli chodzi o moją mame).
Jednak od okolo 2 tygodni nastapil jakis koszmar... moja mama nie może normalnie przejsc przez pokoj, przez korytarz zeby nie zostac zaatakowana i pogryziona przez.... Tosię... to nie jest podgryzanie - to jest taka agresja jak groźnego psa... myslalam ze to jednorazowy wybryk ale to zaczelo powtarzac sie codziennie... kilka dni temu Tosia tak mocno chwycila moją mame ze noge, że musialam ją odrywac siłą... tak sie wczepiła zębami że wisiala w powietrzu... moja mama ma ranę na nodze i to nie jedną... Tosia zaczela byc zamykana w pokoju (w tym gdzie mieszka z Kuba). Wypuszczana jest tylko jak nie ma mojej mamy w domu... dzisiaj postanowilam ze dam jej szanse - ze moze juz jest ok - ale nic z tego.. zawsze podbiegala, warczala i gryzla jak mama sie ruszyla czy chodzila a dzisiaj mama spokojnie siedziala a Tosia jak gdyby nigdy nic podbiegla do niej i rzucila sie na nia z taka agresja ze az ciezko mi to opisac... już mamy tego dosyc - moja mama najzwyczajniej sie boi i ja tez sie boje bo nie wiem co teraz mam z tym wszystkim zrobic?
Dlaczego akurat moja mama skoro nigdy w życiu nic jej złego nie zrobiła, a wrecz przeciwnie zajmowala sie nią prawie tak samo jak ja? W środę Tosia ma sterylkę, jakie są realne szanse, że wszystko wróci do normy? Czy wogole sa jakies szanse, bo obawiam sie, ze teraz jak Tosia wyczula ze mama sie jej boi i ze moze ja gryzc bo nic zlego sie nie dzieje... to tak już zostanie? Mieszkanie nie jest duże - jedyna szansa zeby ochronic moja mame to jest zamykanie Tosi w pokoju a tym samym Kuby bo nie moge jednego wypuscic a drugiego trzymac w zakmnieciu... juz nie wspomne ze przeciez nie bede wystawiac klatki dla Kuby i jedzenia... poza tym maja sie zaprzyjazniac - milosci jeszcze miedzy nimi nie widac a to wlasnie na nią czekam.
Nie mogę się narazie przeprowadzić i zabrać obu do innego mieszkania, zreszta to juz nie o to chodzi - mama zawsze bardzo mi pomagala przy krolikach, a teraz jak Tosia zrobila sie tak agresywna to ja nawet nie moge opuscici domu na caly dzien (o dluzszym wyjezdzie nawet nie wspomne) bo mama nie bedzie miala jak ich nakarmic i im posprzatac... problem jest naprawde powazny bo w domu jest nerwowa atmosfera, probuje zrozumiec Tosie- dojrzewa, jest przed sterylka, do tego mieszkaly u mnie adopcyjne kroliki - ktore w piatek wywiozlam (myslalam ze to pomoze bo wiadomo ze wiekszosc krolikow nie akceptuje obcych kroliczych zapachow) zostal u mnie jeszcze jeden 4 tygodniowy!!! maluch ktoremu ratuję zycie bo ma zaawansowana kokcydioze no i ten wiek sam mowi za siebie...ale on i tak jest w wiekszosci w klatce i to na biurku w innym pokoju... nie mam pojecia co robic...
Liczę na tą sterylkę ale jaka jest realna szansa ze ona faktycznie zmieni tę chorą sytuację...
Pomóżcie proszę
Nie tylko ja i moja mama się męczymy ale przede wszystkim Tosia bo ona przecież nie rozumie dlaczego jest ciągle zamknięta...