Dziękuję za ciepłe słowa i opinię silnej. Ja o sobie ma zupełnie odmienne zdanie, uważam że jestem bardzo słaba psychicznie, popadam w depresje, ale znalazłam lek który bardzo stawia mnie w pionie. Dlaczego to znoszę? Oczywiście że dla dzieci. Jedno zauważyłam , że ludzie na forum o zwierzętach wszyscy są ciepli i zdolni do poświęceń. My po prostu jesteśmy z jednej "gliny" . Maja babcia zawsze mawiała, że jak ktoś kocha zwierzęta i ma kwiaty w domu jest dobrym człowiekiem. Bo czy można być złym kiedy człowiek z własnej nieprzymuszonej woli bierze malucha , albo ratuje stworzenie i poświęca wiele dla niego nie oczekując niczego w zamian? To forum chociaż w innym temacie (wyrwanej nogi z biodra mojego Luśka) dało mi wiarę i nadzieję że będzie dobrze. Jestem stara baba , a przerażona byłam jak dziecko we mgle. Rzeczowe informacje i słowa otuchy to więcej niż jakiekolwiek materialne rzeczy tego świata. Tego się nie da kupić. Jesteście kochani.
Martwi mnie że dziewczynka od rozbrykanej królisi się nie odzywa. Oby jej ojciec nie postawił na swoim i nie pozbył uciążliwego dla niego zwierzątka. Ja o zwierzę w domu walczyłam kilka lat. Najpierw syn przyniósł papugi nimfy , awantura i walka była jak cholera. ostatecznie postawiliśmy na swoim. Rozmnożyły się . Jak oddałam młode, samiec po 2 dniach zdechł na moich rękach, samica przez mojego faceta uciekła przez okno. Nie trzymałam ich w klatce w dzień , i milion razy mówiłam żeby nie otwierać okna. No i nie upilnowałam. Potem kilka lat była walka o kolejne zwierzę, przegrana z góry. Znowu mój syn wymyślił patent. Przyniósł malutką myszkę samczyka i powiedział że złapał ja w piwnicy , pewnie komuś uciekła. Stary i głupi. Mysz była czysta i biała , a ten mi o piwnicy ściemnia. Oczywiście że ją kupił. Nie mieliśmy gdzie jej trzymać, na kilka dni wylądowała z pojemniku plastikowym na rybki . Oczywiście w tajemnicy przed facetem. Córka raz nie poszła do szkoły, bo ptyś tak szalał że , trzymała go w rękach pól nocy żeby ojciec nie usłyszał. Skłamałyśmy że mają w szkole jakąś wycieczkę mało ważną i nie pójdzie do szkoły. Musiała odespać zarwaną noc Ptyś w dzień spał w nocy rozrabiał. Ale bałam się że w dzień go znajdzie , to zabierałam Ptysia na zakupy w ręku ze sobą, sadzałam go na ramieniu, ręku i tak wędrowałam z nim . To była późna wiosna więc było ciepło a on był zadowolony. Tak chowaliśmy go 3 tygodnie Kupiłam cichcem porządną klatkę z bajerami dla biegania myszki. Następnego dnia córka jechała na zieloną szkołę, bardzo się bała że Ptyś przez ojca zostanie znaleziony i odtransportowany do sklepu . Odprowadziłam ją do autobusu, a jak wróciłam, mój chłop w drzwiach spytał czy długo jeszcze tego szczura będziemy przed nim chować. Ostatecznie Ptyś został w domu oficjalnie. Był z nami ponad rok , był cudowny, biegał po łóżku nigdy niczego nie pogryzł , nas nie gryzł, nie uciekał. W nocy odszedł po cichu. Córka zapowiedziała że chce królika i koniec. Stanęłyśmy przed chłopem już we dwie , bo syn po walkach z chłopem wyprowadził się i oznajmiłyśmy że , albo się zgodzi, albo któregoś dnia przywitają go wystające uszy zza winkla. Po odejściu Ptysia córka i ja płakałyśmy po kątach żeby chłop nie widział , bo to był jego jeden z koronnych argumentów żeby nie było zwierząt. Rozpacz po stracie. Pojechaliśmy na giełdę, ja , syn i chłop pokupować różne rzeczy , ja siedziałam w samochodzie bo miałam nogę w gipsie po zerwaniu torebki stawowej. Dałam synowi kasę i powiedziałam że jak zobaczy dużą klatkę dla królika żeby kupił zadzwonił do mnie cichcem i poszedł dalej z chłopem. A ja zamierzałam z tym kulasem pogalopować w między czasie i zabrać klatkę cichcem schować w bagażniku. Kiedy syn zaczął oglądać klatkę udając , że niby tylko tak sobie, chłop załapał. Spytał go czy nadaje się dla "paszteta" (bo tak nazywa króliki) i kupili oficjalnie. Od razu po południu pojechaliśmy do Arkadii w Warszawie i kupiliśmy królisię. Pomimo, że bardzo obczytałam się jak dużego królika należy kupować, że by nie brać małych (za małych) wciśnięto mi z zapewnieniami że ma 2,5 miesiąca, malucha który miał może ze 3-4 tygodnie . Nie udało się go uratować, trzeciego dnia niemal na moich rękach odszedł. Jezu jak płakałam. Jak wpadłam z tym nieżyjącym królikiem do Arkadii, to z lotu oddali mi pieniądze (co jest kompletnie nie ważne) i bronili się że to szef takie bierze mimo ich pracowników sprzeciwów, bo ...... ludzie chcą takie kupować w debilnej nadziei że miniaturka taka malutka zostanie, a większych nie chcą. Mało ich nie zabiłam. W niedziele pojechałam na giełdę do Słomczyna kupiłam Luśka który miał być Lusią. Przez 3 tygodnie traktowaliśmy go jak samicę, aż do momentu kiedy przyniosłam Truśka kupionego dla znajomej, który też miał być samicą. Lusiek od razu "zabrał" się za Truśka i tak dowiedzieliśmy się że to samiec. A że razem jadły spały siedziały, chłop orzekł że już mu wszystko "rybka" niech zostanie Trusia też. Po 2 tygodniach dojrzałam u Trusi że ma coś dziwnego między nogami. To nie było nic dziwnego , tylko wyraźnie dowody na to że Trusia jest Trusiem. No i tak zamiast jednej samicy , mamy dwa samce, które jak dojrzały, przestały się tak lubić. A teraz chłop orzekł że są niszczycielskie i paskudzą, więc nałożył im szlaban. Ale nie martwicie się , nie oddamy królików, będziemy je we dwie bronić własnymi piersiami, ja już mam czym , a moja córka powoli będzie miała czym