Kochani!
Potrzebuję pomocy, bo już nie mam siły, żeby te moje wstręciuchy zaprzyjaźniać.
Mam dwa samce, oba wykastrowane. Jak do tej pory ich relacje były całkiem dobre. Chłopaki lizały się, bawiły razem. Czasem dochodziło do gwałtów, bo jednak nie potrafiły ustalić między sobą hierarchii.
Ale od zeszłego tygodnia jest jakaś tragedia. W zaprzyjaźnianiu cofnęliśmy się kilkanaście kroków. Spotkania w wannie nic nie dają, króle tłuką się jak szalone. Zapoznaję je teraz w ubikacji, gdzie jak do tej pory żaden nie był. Rezultat marny.
Czytam wszystko co jest w internecie na ten temat i już się gubię.
Boję się, że zniechęcam je do siebie. Zrobic przerwę w tych krótkich spotkaniach? Czy wręcz przeciwnie - konsekwentnie dzień w dzień zaprzyjaźniać.
Na jednej stronie przeczytałam, że jak dochodzi do walki to rozdzielić, żeby własnie nie zrażać ich do siebie. Na innej, że pozwolić żeby się potłukły, bo muszą "się dotrzeć".
Generalnie ran szarpanych nie ma, ale nie za ciekawie te bójki wyglądają.
Chce mi się płakać jak na to patrzę, bo czuję sie taka bezsilna...
Zdaje sobie sprawę, że może się nie udać, choć jeszcze staram się nie dopuszczać takiej myśli. Tymbardziej, że widziałam jak fajnie ze sobą współżyły...
Skąd ta zmiana?? W momencie gdy króliki się jeszcze lubiły, oba były po okresie dojrzewania..
Proszę o rady