Niedawno wróciłam po całodziennej akcji do domu.
Sprawa okazała się jeszcze ciekawsza niż nam doniesiono.
Otóż w mieszkaniu pierwotnie znajdowały się 22 króliki, na powierzchni 16 metrów kwadratowych.
A zabite zostały nie dwa, lecz trzy.
Gdy dziś tam przyszliśmy na kontrolę, okazalo sie, ze jest teraz juz "tylko" 10 królików. Pozostale kroliki zostaly czesciowo oddane, a czesciowo sprzedane, trzy zabite.
Na podstawie zastanej sytuacji inspektorka TOZu podjela decyzje o natychmiastowym odebraniu 6 krolikow.
Obecnie na 6 odebranych krolikow: 3 chore maluchy sa poddawane kuracji w szpitalu OAZA na ul. Potockiej, a 2 dorosle samice i 1 nastolatka sa juz w jednej z naszych przechowalni.
W mieszkaniu pozostaly 4 dorosle samce, bedziemy dalej negocjowac w ich sprawie, byc moze w ten weekend.
Kroliki nie mialy zadnych porzadnych klatek, niektore siedzialy w plastikowych skrzynkach na warzywa, inne w klatkach mniejszych niz 50cm na 50.
6 krolikow (samice i mlode) biegaly luzem po mieszkaniu, a panowal tam niewyobrazalny balagan.
W lecznicy okazalo sie, ze male kroliki sa odwodnione.
Policjant dzielnie nam towarzyszyl i naleza mu sie podziekowania za punktualnosc i poswiecenie ponad godziny poza czasem swojej sluzbowej pracy w terenie. Jednakze wlasciciele krolikow nie chcieli go wpuscic do mieszkania, a wpuscili tylko mnie i inspektorke TOZu Dianę Malinowską.
Szczegołów naszych rozmow i trudnych relacji panujacych w tej rodzinie nie bede publicznie opisywac.
Dziekuje tez Jackowi (Truchcikowi), ktory poswiecil prawie caly dzien wozac nas samochodem do lecznicy, potem znow na miejsce interwencji, potem do mnie do domu po klatki, potem z powrotem do lecznicy, a potem do przechowalni.
Czekajcie na dalsze relacje.