O, "moje" stadko
Ktoś może marzy o przygarnięciu czterech bardzo zaprzyjaźnionych i idealnie zgodnych miniaturek? Żadnych problemów z zapoznawaniem!
<to była reklama>
A tak serio - króliczki z katowickiej interwencji mieszkają u mnie od prawie czterech miesięcy. Miał być tymczas dla czwórki "na krótką chwilę", żebym mogła wytypować dwa do ewentualnej adopcji stałej. Chwila wyszła troszkę długa, a ja niestety nie podołałam i oficjalnie dałam się przytłoczyć opieką nad łobuzami. Nie wnikając za bardzo w szczegóły, nie jestem w stanie poświęcić im tyle uwagi, na ile zasługują (więc o ile zżyte są bardzo ze sobą nawzajem, to z ludźmi niespecjalnie), a obowiązków związanych z opieką takiego stadka jest sporo.
Zwierzaki są całkowicie zdrowe, ale prawie na pewno są nosicielami E. cuniculi - co oznacza, że na wszelki wypadek należy trzymać je z daleka od innych zwierząt, zwłaszcza królików. Zajmują też trochę miejsca - u mnie mieszkają w zagrodzie 2m x 1m i na moje oko to absolutnie minimalna przestrzeń, na jakiej takie stadko może w miarę wygodnie mieszkać. Oczywiście uwielbiają z niej wychodzić i zwiedzać (ze szczególnym uwzględnieniem wciskania się pod wersalkę, to bardzo kompaktowe wersje uszaków
). Są mało wybredne, wcinają wszystko co wyląduje w misce lub paśniku (z wyjątkiem cukinii, która okazała się produktem niejadalnym), a dla marchewki szylkretowa Buka daje się nawet czasem pogłaskać po łebku. Nie zauważyłam, żeby kiedykolwiek były agresywne, ani wobec siebie, ani wobec człowieka. Jedna Buka potrafi mnie obwarczeć, jeśli się pakuję z łapami nie tam gdzie trzeba, ale sama jestem sobie zwykle winna
Krótko mówiąc - te cztery śliczności szukają domku. Jeśli ktoś ma trochę wolnego miejsca w domu i moce przerobowe, żeby się nimi zająć, to niech popatrzy Buce prosto w oczka (które wcale nie są czerwone!)
*edit*
I jeszcze trochę charakterach:
Szylkretowa
Buka to zdecydowanie najbardziej przebojowa dama w tym towarzystwie. Wszędzie musi być pierwsza - pierwsza do michy, pierwsza do fascynującego obiektu, jakim jest worek z zawartością kuwety po sprzątaniu (można rozgrzebać!), pierwsza do zwiedzania pokoju. Dla dobrego żarcia może zrobić wiele - na przykład zjeść z ręki, a nawet dać się pogłaskać. Specjalizuje się w wyszukiwaniu szpar, do których nie powinna wchodzić (na przykład wymykaniu się z niedomkniętej zagrody kiedy akurat chcę iść spać). W stosunku do ludzi ludzi, których zdążyła już trochę poznać, ciekawska - rękę koniecznie musi obwąchać, zanim stwierdzi, że jednak należy dać dyla. Jako jedyna z towarzystwa potrafi się człowiekowi postawić i werbalnie wyrazić swoje zdanie, jeśli oś jej się nie podoba. Nigdy jednak nie próbowała atakować niczego poza szczotką i zmiotką, a i to bez przekonania.
Biało-łaciata
Freya dorównuje Buce odwagą, ale jest bardziej leniwa i spokojniejsza. Jest ciekawska i zwykle wyrusza na podbój świata razem z koleżanką, ale najchętniej po to, żeby się gdzieś uwalić. Ma też mniej skłonności niszczycielskich - o ile Buka testuje ząbkami wszystkie interesujące obiekty, Freyi zdarza się to raczej rzadko (co nie znaczy, że wcale).
Trzeci w kolejności na podbój świata wyrusza
Rudy (który, drogi Watsonie, jest rudy). Moja spiskowa teoria dziejów mówi, że głównie po to, żeby laury z tytułu Największej Pożeraczki Brzegów Wykładziny nie przypadły Buce. W stosunku do ludzi bardziej nieufny niż ciekawski, ale za to z Buką jest bardzo-bardzo zaprzyjaźniony. Jeżeli dwa króliki leżą koło siebie i nawzajem się wylizują, to prawie zawsze jest to właśnie ta dwójka.
Parysa opisuję ostatniego, bo piękniś zdecydowanie wszędzie jest ostatni. Dużo czasu zajęło mu przekonanie się, że można wyjść norki podczas obecności człowieka w pokoju, a jeszcze więcej, że świat poza zagrodą istnieje i nie zjada. Do miski też dociera ostatni i musi się przepychać (co wygląda absolutnie uroczo
). Jest za to naprawdę prześliczny - cały czarny, z białymi skarpetkami, krawatem i noskiem.
Uszaki nie są specjalnie zsocjalizowane z człowiekiem, ale myślę, że można nad tym popracować, jeśli ktoś poświęci im więcej czasu. Rąk raczej unikają, ale człowiek jako taki nie jest straszny ( i należy uważać, żeby nie zadeptać
). Nie ma absolutnie żadnych problemów z powrotami do zagrody - wystarczy postawić michę z czymś pysznym i spokojnie można króliki zamknąć. Jeśli chodzi o rozrabianie, najbardziej interesująca jest wykładzina (ale to ich wykładzina, więc się nie liczy) oraz nogi od krzeseł. Kable mam dokładnie pochowane, więc nie sprawdzałam poziomu zainteresowania. Nie testowałam też, co by było, gdyby pozostawić towarzystwo bez nadzoru. Niewykluczone, że te krzesła są kuszące tylko u mnie
____
A co do tej biedulki ze złamanym kręgosłupem: w necie łatwo znaleźć firmy, które robią takie wózki dla psów. Myślę, że z króliczym też by dali radę. Albo można kombinować na przykład z kółkami od torby na zakupy, powinny być odpowiedniej wielkości.