Wiecie, bycie DT jest czasem bardzo trudne. Szczegolnie, gdy ma się pod opieką takie młodziutkie króliczki, które wymagają dużo ciepła i uwagi.
Jak ich (choć wtedy jeszcze "je"
) widziałam na zdjęciach, to wydawali się takimi przeciętnymi, białymi królikami. A okazali się spragnionymi miłości kruszynkami, płci męskiej o momentami jakże nie-króliczym usposobieniu.
Tych dwóch kawalerów w ciepłych kolorkach mleka z kawą ma równie ciepłą osobowość. Jak ich biorę pod polar, żeby wygłaskać w trakcie oglądania filmu, to się tak rozkosznie tulą
że nie idzie nic oglądać, poza nimi
Mieszkają sobie w prowizorycznej zagrodzie u dziadka w pokoju i nic nie próbują rozszarpać ani pogryźć (poza gałązkami i jedzeniem). Nawet,jak Figiel wybrał się na zwiedzanie pokoju- świadczyły o tym ścieżki bobeczków- to sam wrócił do domu-zagrody.
Momentami wyglądają na swoim kocyku od cioci Zgagi jak dwa miniaturowe szczeniaki labladora- takie jasne kluseczki z wywalonymi łapkami.
Nawet Figiel, któremu temperamentu nie brak i ma wszelkie prawo mnie nie lubić za wmuszanie leków i wycieranie nosa, po wypiciu paskudnego antybiotyku opiera się łapkami o moją dloń, przytula łepek i czeka na glaskanie, by się wyciągnąć na całą dlugość
robi się wtedy podobny kształtem do łasiczki.
Do takich sympatycznych, uroczych i ufnych stworków człowiek się przywiązuje bardzo, potem trudno się rozstać