jak już wspomniałam,
Taurus został wczoraj wykastrowany. doktor był bardzo zadowolony z jego stanu. oko Taurusa wygląda rewelacyjnie. Taurus - królik z olsztyńskiej interwencji - miał bardzo silne zmętnienie rogówki. teraz w oku pozostała tylko niewielka zmiana, ale bez stanu zapalnego (Taurus otrzymywał leki na encephalitozoonozę).
Rumcajsowa jest zdrową i młodą samiczką. jej problemy z łapkami - doktor potwierdził nasze spostrzeżenie co do tego, że Rumcajsowa kica z uniesionym tyłem - najprawdopodobniej są wynikiem warunków, w których do tej pory przebywała, tj. zbyt małej klatki i braku możliwości poruszania się.
myślę, że w przyszłym tyg. nasza krówka zostanie wysterylizowana.
u
Nelly z uwagi na utrzymujący się u niej katar (bez wydzieliny) wprowadzamy nowy antybiotyk. niestety wskutek encephalitozoonozy, na którą cierpi Nelly, króliczka straciła wzrok w jednym oko - w tym, w którym od początku był krwawy wylew. Nelly to kolejny ciężko chory rezydent Azylu.
dzisiaj zabrałam do doktora Bonsai i Tufiego.
Bonsai i
Fusik to maluchy z Olsztyna. kiedy przywiozłyśmy je z interwencji miały problemy z zaczerwienionymi spojówkami i katar (jak znaczna część króli z tej interwencji). po dość długim leczeniu, stan maluchów znacznie się poprawił. w końcu zaczęły rosnąć. wszystko wydawało się ok do dzisiaj. maluchy miały jak kiedyś zaczerwienione spojówki, mokre noski i wyglądały ""niewyraźnie -jednym słowem powrót do przeszłości. czekam na telefon od doc, ale wiem już, że u Bonsai występuje przykurcz tylnych łapek (chociaż nie widać tego, kiedy biega) i ma zmiany w oczach...- kolejny "Hugo". zobaczymy co powie doc, ale podejrzewam, że z uwagi na pochodzenie maluchów wejdziemy z lekami na e.c. poza tym zarówno Bonsai, jak i Fusik mają ładny apetyt, bobkują.
Tufi czuje się dość dobrze, biorąc pod uwagę jego ogólny ciężki stan
od zeszłego wtorku przytył 5 dag, czyli brakuje nam 5 dag do jego najlepszej wagi, a przed nami chyba kolejne zabiegi. kiedy przywiozłam Tufiego do gabinetu, wyszedł zainteresowany z transportera i kręcił się tak, jakby wszystko było ok
Łatka jest już po zabiegu sterylizacji, a co najważniejsze jak tylko dojdzie do siebie, trafi do nowego domu
powoli zaczynamy szukać transportu z Torunia do Katowic
Agata, z łapką
Winkiego jest wszystko ok
ma za sobą kastrację
***
nasz błękitnooki Ojciec Dzieci (Magda - imiona
) również został dzisiaj wykastrowany.
do zdjęć amant pozował na parapecie, na który z prawdziwą namiętnością lubi wchodzić, kiedy biega po Azylu
zielone krzesło jest przepustką na punkt widokowy w Azylu
specjalnie dla Marty
zajęcowaty maluszek
i drugi ancymonek
w dwóch odsłonach
teraz...niespodzianka
czy poznajecie tą czekoladkę?
Masza - nasza wojownik. na pewno nie wszyscy na forum kojarzą historię Maszy.
Maszę przywiozłam z Warszawy. została zabrana z upadającego schroniska w Korabiewicach...była w bardzo ciężkim stanie. kiedy jechałyśmy do Torunia, oddychała tak źle, że obawiałam się czy wytrzyma podróż. niedomykalność wszystkich zastawek serca. kilka zębów trzonowych do usunięcia i mieszanka wszystkich możliwych bakterii z przewlekłym stanem zapalnym błony śluzowej nosa - Masza jest kochaną...bombą biologiczną - gronkowiec, pastereloza etc. w maju zeszłego roku przeszła zabieg usuwania błony śluzowej z nosa. 1,5 doby po zabiegu cudem uniknęła śmierci - doszło do całkowitego zakażenia organizmu, sepsy. to było kilka godzin koszmaru z temp. 42 st...ale Masza się nie poddała. jest wojownikiem
obecnie przebywa w domu tymczasowym w Toruniu i jest pod stałą opieką doc. oczywiście nadal walczy z katarem, ale wszystko mieści się w granicach "jej" normy.
dla Maszy nadal szukamy domu - co najistotniejsze domu bez innych zwierząt, w szczególności królików. Masza nie toleruje innych królików. jej przypadkowy kontakt z moim Ruskiem skończył się dla niego kilkunastodniową walką o jego życie i operacją usunięcia ropnia...
poza tym Masza bardzo lubi kontakt z człowiekiem. uwielbia pieszczoty.
i najpiękniejsze królicze łapki
***
na koniec pozwolę sobie na pewną refleksję...
kiedy kilka dni temu w Toruniu pojawił się billboard, w jednym z licznych komentarzy na FB, pojawiła się sugestia dot. źródła finansowania billboardu oraz rzekomych pensji osób skupionych wokół Azylu.
na przestrzeni ostatnich kilkunastu miesięcy - tj. w okresie, kiedy udało nam się stworzyć Azyl oraz Fundację, niejednokrotnie docierały do mnie informacje, iż wiele osób zastanawia się nad tym, czy otrzymujemy wynagrodzenie za naszą pracę na rzecz królików lub raczej w większości przypadków "ile mamy i ile zarabiamy na królikach" - celowo użyłam słowa "lub", ponieważ nie widzimy żadnego problemu w tym, iż ktoś zapyta o to, czy otrzymujemy wynagrodzenie za to, co robimy dla królików, a jednocześnie niezwykle razi nas zachowanie osób, które sugerują, że to co robimy, robimy "dla pieniędzy" - nie za ewentualnym wynagrodzeniem za ciężą pracę, ale "dla pieniędzy",
tymczasem wszystko co robimy, robimy dla królików bez jakiegokolwiek wynagrodzenia.
wszystkie osoby skupione wokół Azylu są
wolontariuszami. ja oraz Magda również.
wszyscy wolontariusze pracują albo uczą się.
kiedyś dotarły do nas informacje o tym, że zajmujemy się królikami, ponieważ nie robimy w życiu nic innego - wiem, że to jest wygodna wersja dla wielu osób, ale jest wręcz odwrotnie, z czym niestety nie każdy chce się pogodzić. nikt z nas nie może, a jednocześnie nie chce zrezygnować ze swojego "normalnego" życia. w wolontariacie niesamowite jest to, że każdy wśród swoich codziennych obowiązków, znajduje chociaż chwilę na to, aby bezinteresownie pomóc.
wiem, że wiele osób nie może wyobrazić sobie bezinteresownej pomocy drugiemu człowiekowi, psu czy też królikowi, ale mimo wszystko wierzę w to, że tego typu myślenie dotyczy niewielkiej grupy osób...przynajmniej wśród tych osób, które uważają się za miłośników królików.
z czystym sumieniem, bez odrobiny przesady mogę powiedzieć, że Azyl oznacza ciężką, codzienną pracę - nie na 1/4 etatu, ale pracę bez umiaru, bo Azyl nie działa między 8-15. dla mnie i Magdy oznacza, że nawet na 5 min. nie możemy wyłączyć tel., bo o 23 królik może się rozchorować, a o 22 króliki muszą wrócić od doktora z Azylu i trzeba to zorganizować.
tel. dzwoni cały wieczór - adopcje, odbiór królików, jedzenie dla DT etc. o 22 wychodzę na chwilę do kuchni. wracam po 5 min., ale nie sprawdzam od razu tel., zakładając, że może już milczy. mijają 2 min., tel. dzwoni. odbieram. okazuje się, że kiedy byłam w kuchni, dzwonił DT...ale ponieważ ja nie odebrałam tel., DT zadzw. do innej osoby, która zadzw. do mnie... - czy robimy to dla pieniędzy? nie. robimy to wyłącznie dla królików, chociaż niektórzy wolą wierzyć w to, że jest inaczej.
nie piszę tego dla tego dla naszej chwały ani dla poklasku - wzięłyśmy na siebie ogromny ciężar odpowiedzialności za wszystko - od spraw najdrobniejszy po najważniejsze i nie mamy o to do nikogo żalu, ale byłoby miło, gdyby ludzie wokół to rozumieli a na pewno nie rzucali nam kłód pod nogi swoimi przesyconymi rozgoryczeniem czy zawiścią uwagami...
przyzwyczaiłyśmy się do tego, że ludzie próbują szukać drugiego dna w tym, co jest po prostu dobre. próbują na przykład sugerować, że Azyl dla królików to "tylko" schronisko, w którym króliki nie mają kontaktu z człowiekiem i są nieszczęśliwe (tak, słyszałam już, że króliki w Azylu siedzą wciąż zamknięte klatkach i wyglądają na smutne - na zdjęciach), podczas gdy królik, którzy przez 24h/dobę siedzi w klatce w DT jest szczęśliwy, bo nie jest w Azylu. nieistotne jest to, że od początku u podstaw budowy Azylu stało założenie, że Azyl to nie jest ani dom stały, ani dom tymczasowy, bo lepiej negować to, co dobre
; burzą się, że ktoś chce wesprzeć króliki z Azylu żwirkiem do kuwet, a nie powinien, bo króliki z innych rejonów mają gorzej - nie wiem, jak reagować na tego typu sytuacje - śmiechem, płaczem?
króliki z Torunia nie odbierają pieniędzy królikom z innych rejonów w kraju. króliki z Azylu mają ogromne potrzeby, których nikt nie może kwestionować. to, że znajdują domy tymczasowe i stałe nie jest kwestią szczęścia, "farta", tylko ciężkiej pracy wielu osób, które to, co robią, starają się robić jak najlepiej. Azyl powstał dzięki wsparciu darczyńców i niezwykle ciężkiej pracy fizycznej - niczego nie dostaliśmy od losu w prezencie. to, że na naszej drodze spotkałyśmy wiele wspaniałych osób, które pomogły nam zrealizować nasze marzenie, było darem od losu...ale Azyl powstał dzięki temu, że na przestrzeni lat potrafiliśmy to wykorzystać i skupić się wyłącznie na pozytywnym działaniu, tak aby zasłużyć na zaufanie ze strony Schroniska dla Zwierząt w Toruniu, doktora Mirosława Krawczyka czy też darczyńców, a teraz robimy wszystko, aby tego zaufania nigdy nie zawieźć.
nigdy nie będziemy ani narzekać, ani płakać, bo Azyl to miejsce dla ludzi silnych - wrażliwych, ale silnych. będziemy robić to, co możemy, aby króliki z Azylu miały wszystko, czego potrzebują - nie będziemy porównywać potrzeb królików z różnych rejonów kraju, bo wszystkie króliki potrzebują tego, co najlepsze i zasłużyły na taką samą pomoc - króliki z Torunia, również. chcemy działać i zarażać swoją pasją innych. wszystko co udało nam się stworzyć, powstało od zera.