Magda zdradziła Maszową niespodziankę
, ale już chyba mogę powiedzieć, że
Masza jest w nowym domu...może na razie jest to formalnie tylko dom tymczasowy, ale dla Maszy jest to pierwszy prawdziwy dom od momentu, kiedy do nas trafiła...
znalezienie opieki dla Maszy było dla mnie największym wyzwaniem w całej historii mojej adopcyjnej pracy
Masza niesamowicie lgnie do kontaktu z człowiekiem, a ja nie byłam w stanie jej tego zapewnić. czasami wieczorami siedziałyśmy razem, ale to było zbyt mało, a ja obiektywnie nigdy nie byłabym w stanie dać jej więcej.
była nieszczęśliwa ograniczona kojcem (cieszyła się nim kilka dni, a potem stała przy kratach, patrząc na mnie swoim wzrokiem...który mnie zabijał, bo czułam się jak zbrodniarz
), bez perspektyw na to, że u mnie kiedykolwiek będzie żyła tak, jak to sobie dla niej wymarzyłam - jak mój Rusłan, pan na włościach, a ona po ponad roku od momentu, kiedy do nas trafiła, po ponad roku ciągłej walki o jej zdrowie, tak bardzo na to zasłużyła...
w końcu pojawiła się nadzieja - dom tymczasowy, który chce zaopiekować się starszym uszakiem i myśl: a może Masza
dom, w którym nie ma innych zwierząt - niestety Masza ze względu na swoją przewlekłą pasterelozę jest zagrożeniem dla innych zwierząt i nie toleruje innych królików
dom w Toruniu (to był warunek bezwzględny)
- udało się
co prawda nigdy z takim lękiem nie oddawałam żadnego królika do nowego domu - Maszka nie ma najłatwiejszego charakteru. bywa bardzo nieprzewidywalna - np. kiedy nagle, wyrywając się z fazy szczęśliwości i pieszczot, gryzie człowieka w piętę z całej siły
, ale dziewczyny zaprzyjaźniły się, tak jak o tym marzyłam. Masza biega po całym domu. kiedy Ada ogląda tv, siedzi razem z nią jak prawdziwy kompan. zdarza jej się nabroić, ale w 100% potwierdziły się moje słowa o tym, że jest największym na świecie pieszczochem i najbardziej potrzebuje kontaktu z człowiekiem...
w końcu jest królową na włościach
nie napisałam o tym od razu, bo czekałam aż minie kilka dni pobytu Maszy w nowym miejscu, żeby nie zapeszać...
- to był dla mnie ogromny stres
z katarem bez zmian, ale jutro widzimy się u doc na kontroli i spróbujemy z jeszcze jedną szczepionką - może uda nam się chociaż trochę, chociaż na chwilę znowu poprawić stan Maszy
MartaP dziękujemy za warzywa
i jeszcze raz dziękuję za wczoraj
niestety w większości przypadków dyżury są indywidualne a to wszystko wymaga ogromnej siły fizycznej
do tego dochodzą takie drobiazgi jak codziennie mycie transporterów po wizytach u doc i podróżach, rozpakowanie pelletu, siana, paczek (nie mówię o tych z prezentami
, bo to sama przyjemność
, tylko o tych o bardziej pragmatycznym charakterze
). trochę tego zawsze jest.
ja mam takie dni, kiedy robię wszystko jak automat, a czasami jest gorzej i wolniej...
hitem jest doprowadzenie do porządku podłogi w tym miejscach mniej widocznych dla oczu, gdzie nasi kombinatorzy wchodzą i zostawiają po sobie dużo prezentów, ale taki to już ich niezaprzeczalny urok
(albo i jego brak
jak kto woli
)