Od razu przepraszam, że wyjątkowo w tym wątku piszę o nie króliczym temacie…ale ja tak wiele piszę o króliczym watku azylowym, że może przejdzie
Jechałam z mężem na działkę i w samochodzie dumałam, że po stracie Andzi, Tosia, której można było zapobiec, z racji wieku, z racji 7 pupili w grobikach na działce już nowych nie będzie.
I… zastaliśmy na ogrodzonej działce, nieopodal grobików ok. półroczną sunię.
Sąsiad mówił, że tak koczowała ok. tygodnia. Zabraliśmy. Wet, który ostatnio niczego niepokojącego nie stwierdził u Andzi po operacji stwierdził, że z psem ok. pokropił przeciwpchelnie i tyle.
Mnie nie grało Mąż nazwał ją z racji sierści i zachowania Mara (od Marusi Aganiok).
Wyjelismy 7 spasionych kleszczy.
Dzisiaj posłałam córkę, bo dla mnie było nie ok. Sama po odejściu Andzi nie chodzę, bo nie odpowiadam za siebie…Była lekarka. Zmierzyła temp 39,8 I poleciła badanie w całodobowej.
Klezanki syn jest wetem zadzwoniłam i przyjechał do nieczynnej lecznicy – kroplówka itp., zawiezienie krwi do lab – wynik babeszjoza – wstrętne choróbsko odkleszczowe..
Nastapił już rozpad czerwonych krwinek, ale na szczęście nerki i watroba jeszcze nie zaatakowane.
Malutka i my walczymy – ponoć ma spore szanse. Proszę o duzo dobrej energii
Mimo osłabienia tylko do króliczków chciała iść i machała ogonkiem.
Przykre, że lekarz, który naprawdę ratował i leczył moje zwierzęta wpadł w rutynę? wypalenie?
Jeśli wyobrażam sobie piekło to własnie takiego eks właściciela małej jak bezdomny walczy z atakiem pierwotniaków odkleszczowych