wczoraj późnym wieczorem
staruszek Nobu odbył spacer po moim łóżku
w pewnym momencie położył się, przytulony do poduszki - po raz pierwszy zobaczyłam go z łapkami wyciągniętymi do tyłu
rano nadal nie było moczu, bobków (zamiast bobków biegunki c.d.), nie jadł i nie pił
ale dzisiaj nasze dzielny bohater walczył...
został podłączony doszpikowo pod kroplówkę
po 3 dniach nerki ruszyły...leki w końcu zaczęły działać - jeszcze wczoraj miał w pęcherzu tylko trochę moczu, a dzisiaj nadrobił zaległości
potem zapadła decyzja, trudna decyzja o zabiegu korekty zębów, które stanowią dla niego ogromny problem oraz usunięcia zmiany nowotworowej przy odbycie
musieliśmy podjąć to ryzyko i od czegoś zacząć
póki co ograniczyliśmy się do korekty - kilka zębów wbijało się w dziąsła, korekty wymagały też siekacze
doc odstąpił od usuwania trzonowców, których korzenie są bardzo silnie przerośnięte, ponieważ to byłby zbyt inwazyjny i długi zabieg, który można wykonać w przyszłości...
podczas zabiegu staruszek zatrzymał się, a potem powoli zaczął walczyć...
już po wszystkim był taki moment, kiedy oddychał tak płytko, delikatnie, ale może da nam więcej tej nadziei, której tak teraz potrzebujemy
wybudza się...leży na kocu, przytulony do termoforu, jest taki ciepły, spokojny - patrzę na niego i widzę w nim ten "sens" - chyba teraz to my potrzebujemy Nobu bardziej niż on nas... - Magda
przed nami ciężka noc...
***
szukamy imion dla 2
uroczych hodowlanych maluchów, które czują się lepiej...chociaż wyglądają gorzej - dopiero teraz widać, jak bardzo są wychudzone - wizualnie zmniejszyły się o połowę,
dlaczego? ponieważ zniknęły ich ogromne, wzdęte brzuchy
co do wyników badań kału wykazały jak już wspominałam niezwykle silną kokcydiozę oraz dodatkowo kolibakteriozę - zabójcze połączenie
***
wstępny wynik wymazu u
Maszy potwierdził przewlekłą pasterelozę, chociaż wyniki ostateczne będą znane za kilka dni (w inspektoracie wykonują jeszcze dodatkowe, bardzo czułe testy) - dla nas oznacza to jedno. koniec nadziei na to, że uda nam się wygrać z ropą. ostra pastereloza czasami szybko zabija, a przewlekła...rozciąga się od nosa do płuc, a ostatecznie, kiedy zaatakuje cały organizm kończy się najczęściej posocznicą...Masza tak naprawdę już raz wygrała ze śmiercią i koszmarnym zakażeniem, które cudem jej nie zabiło, więc teraz musimy z tym po prostu żyć...wczoraj miała ciężką noc - mniej kichała, ale gorzej oddychała - nosowo, dzisiaj jest lepiej.
kochana wariatka ma ogromny apetyt, jest szalona jak zawsze - niezła z niej terrorystka, tylko już nigdy nie będzie zdrowa...ale oby była jak najdłużej