Gdyby ten mały ucholek żył z mamą na wolności, to by za nią łaził i podskubywał to, co ona - ucząc się w ten sposób, jak zdobywac pożywienie. Nie miałby dostępu do kalorycznych warzywek (dlatego wprowadza się je później i stopniowo), ale do gałęzi, korzeni, trawy, ziół wszelkiej maści i siana. Nie czekałby z ta nauką, aż będzie w stanie się daną rzeczą najeść, więc ja nie widze problemu, żeby po trochu miał to do dyspozycji (oczwiście gałązki drzew, które może jeść) - w końcu jak z nudów zacznie wsuwać mebelek czy wykładzinę, to chyba bardziej szkodliwe będzie.
Ale są tu więksi znawcy, ja się za takowego nie uważam, choć Miśkę od 8 tygodniowego maluszka odchowuję.