Inspektorzy SPK pewnie kojarzą mnie i Karmelkę. Rok temu - kiedy jeszcze pracowałam, myślałam o oddaniu Karmelki do adopcji - dla jej dobra. Inspektorzy utwierdzali mnie w przekonaniu, że tak będzie najlepiej, ale ... akurat tak się złożyło, że straciłam pracę i praktycznie dopiero teraz ją dostałam. Przez ten rok starałam się poświęcać uszakowi swój czas, bardzo trudno mi było się z nią rozstać, dlatego wierzyłam, że pracując w domu wszystko się zmieni - mimo to mogłabym stwierdzić, że jest wręcz coraz gorzej
Karmelka ma około 2 lat. Ma dużą klatkę w naszym pokoju + wybieg w ogrodzie. Nie niszczy, ale niestety załatwia się poza kuwetą, a z racji tego, że dom jest po remoncie - w domu puszczana jest tylko pod nadzorem, wtedy bawi się z psem , podczas pogody dużo czasu spędza na wybiegu zewnętrznym, lub zwyczajnie puszczam ją luzem pod nadzorem.
TERAZ TROSZKĘ NA TEMAT ZACHOWANIA:
Królisia nie da się dotknąć - staram się podchodzić do niej ze strony, z której widzi. Zawsze mówię do niej - nie biorę z zaskoczenia ( myślałam, że może frustruje się z powodu straconego oka i pewnej dysfunkcji, ale.. mówię do niej spokojnie, jak już uda mi się ją dotknąć głaszczę delikatnie, przy czym czasem wygląda wręcz na wniebowziętą).
Rzuca się na każdego człowieka jakby co najmniej obdzierano ją ze skóry - fuczy, warczy, drapie ..
Kiedy biorę ją na ręce (np przy przenoszeniu do transportera - gryzie przy każdym kontakcie z każdą częścią ciała, która przylegnie jej do noska - dobrze, że ma duże wole, gdyby nie one pewnie polałaby się krew wieele razy).
Przy sprzątaniu kuwety muszę być pewna, że biega daleko od klatki, a kiedy wciśnie się i wskoczy do klatki nie ma mowy o tknięciu czegokolwiek przed jej wyciągnięciem.
W kojcu zewnętrznym atakuje nawet moje nogi - kiedy wchodzę, żeby ją zabrać. Nauczyła się już, że warto samemu wejść do transportera, wtedy kontakt z ręką
nie jest konieczny - ale jak to uszak, potrafi pokazać swoje ja i wtedy zaczyna się 'zabawa' ..
Od jakiegoś czasu budzi nas w nocy szarpaniem drutów od kojca - robi to jak wściekła, mimo zabawek, wszelkich patyczków - przeczytałam, że warto posmarować druty gorzkim paluszkiem, ale to też nie pomogło
Ale chyba najgorsze jest to, że normalne karmienie odpada - młoda rzuca sie na miske, na rękę, która daje jedzenie - na wszystko. Albo musimy to robić szybko i rzucać żarło, albo jedną ręką przytrzymywać królika przylegającego do ziemi, a drugą wkładać/zabierać miseczkę
Karmelka nie jest jednak królikiem z horroru, bo kocha inne zwierzątka - uwielbia nasze psy - szczególnie Carmenkę - z zazdrością patrzę na te ich czułości
Nie wiem, może rzeczywiście nie jesteśmy odpowiednimi ludźmi i nie zasługujemy na tego uszaka?