Karbi, maluszek (wręcz osesek) znaleziony w lutym przy drodze w Gliwicach.
Zakatarzony i chory. Od samego początku lgnął do ludzi i innych zwierząt.
Mieliśmy wzloty i upadki w walce o zdrowie ale ostatecznie to choroba wygrała.
Było już tak dobrze, wychodziliśmy na prostą, a dziś. Dziś zaczęły się problemy z oddychaniem. Szybka reakcja, spakowanie tego malucha do norki uszytej przez Edytę i pędem do weterynarza na ostry dyżur. Karbi już tam nie dojechał. Zmarł na moich rękach podczas podróży.
Od początku wiedzieliśmy, że walczymy o każdy dzień. Wiedzieliśmy, że na wszystko duży wpływ miało to, że za wcześnie został odstawiony od swojej mamy.
Powoli dogadywał się z moją Elcią (gdzieś z tyłu głowy zapadała decyzja, że jak tylko się dogadają to zostanie u nas na stałe).
Karbi nie ma Cię kilka godzin, a ja już tęsknię, moje serce krwawi. Nie tak miała wyglądać Twoja historia. Dziękuję Ci za to, że pokazałes nam jak się walczy, że nie liczy się wiek i wielkość w walce.
Wiem, że po drugiej stronie zaopiekuje się Tobą mój Pasztecik, Pysiek od Kamili, Mizuki od Asty i wiele innych uszatych - bo Ciebie nie dało się nie kochać.
Na zawsze pozostaniesz w naszych serduszkach.
Kasia
P.S.
Dziękuję każdej osobie, która pomogła dać mu lepsze jutro (Justynie, Oli, Asi, Kindze, Monice, Marcie i Michałowi). Dzięki Wam ten maluch zaznał miłości.
Dziękuję też każdemu kto trzymał za nas kciuki to pomagało walczyć i patrzeć z optymizmem w przyszłość.
Wątek można zamknąć