Biszkopcik, a to dobre hihi, juz sobie wyobrazam moje dizeciaki w lozku. no jak maja wysoka goraczke to i owszem
ale nie wyobrazam sobei wyganiania dzieciaka z 39stopniami goraczki na sniegu. tak samo jak sobie nie wyobrazam dziecka kaszlacego nieustannie (i jak pisze nieustannie to to mam na mysli, przerwy minuta dwie i od nowa) bawiacego sie beztrosko godzinami na sniegu.
przeginanie w kazda strone jest bez sensu moim zdaniem po prostu. a takie cudowne sposoby to tez jest uogolnianie bezsensowne moim zdaniem bo kazde dziecko jest inne i tyle.
jak mowie o lapanych infekcjach to mam na mysli i takie zoladkowe. wiosna panowal tu taki perfidny wirus ktory powodowal wymioty i biegunke u dzieciakow przez ponad 10 dni ciagiem. przy czym jednemu sie konczylo swinstwo drugiemu zaczynalo - zarazaly sie od siebie nawzajem. od lutego do konca kwietnia mialam taka jazde. i co? co ja sie z tym wszystkim mialam to szkoda gadac, kazdy jeden z kim gadalam madrzejszy od drugiego, trzymalam sie kurczowo jedynie lekarza, robilismy rozmaite badania jedne po drugich... cale szczescie ze te biegunki i wymioty nie byly ostre, a na zasadzie raz -dwa dziennie, bo pewnie dzieci by mi w szpitalu wyladowaly. po co to pisze? ano po to ze od momentu urodzenia dzieciakow ciagle slysze zlote rady, od karmienia piersia poczawszy, przez sposob ubierania, chodobska, po sposoby zywienia. i jedno co wiem na pewno to to, ze NIE MA zlotego srodka, nie ma szablonu do ktorego mozna kazde jedno dziecko przylozyc. cudnie ze temu jakiemus facetowi z TV tak swietnie wyszly na zdrowie zabawy na sniegu w czasie przeziebienia. swietnie, ze wywieziony w dzicz kanadyjska chlopiec nabral odpornosci
nie kazdego rodzica na to stac tak w ogole
a ja tu w normalnym zyciu, spotykam sie z matka, ktora wychowuje dwoje alergikow, alergikow OD URODZENIA, jako noworodki wiecej czasu spedzily w szpitalach niz w domu, dopoki nie wykryto ostrych alergii pokarmowych. ja widzialam te dzieciaki jako 6-8 letnie,szczesliwe lobuziaki, wiodace zycie na tyle na ile to mozliwe - normalne. owszem, z epi-penem w kieszeni. ale zyja. i mozliwe ze wywiezienie ich w dzicz by im pomoglo, nie wiem tego, wiem natomiast ze matka tych dzieci jest niesamowita kobieta, ktora stara sie tym dzieciakom zapewnic radosne dziecinstwo
kazda matka wychowuje dzieciaki wg swoich wierzen wg tego co uwaza za najlepsze dla nich i tyle. osobiscie wcale moich brzdacow pod kloszem nie chowam, lekarze tutejsi maja awersje do przepisywania antybiotykow, wiec przepisuja je tylko w jasnych przypadkach gdzie bez nich sie nie da. zloty srodek tuejszy jest taki, ze dopoki dziecko nie ma goraczki i nie jest osowiale czy zmeczone podczas infekcji to moze normalnie chodzic do szkoly, i tyle. stad cale stada zasmarkanych i zakaszlanych dzieciakow w szkolach. kwestia w tym ze tutejsze mamy zdaja sie tego po prostu nie zauwazac