Historie Niuniusi już opisywałam więc nie będę tego robić kolejny raz żeby nie spamować.
Wydawałoby się,że jest już lepiej a tymczasem dzisiaj zauważyłam,że malutka ma całe oczka zapłakane. Całą noc nie spałam,bo z nią siedziałam. Po wyciągnięciu z klatki okazało się,że Niuńka nie staje w ogóle na łapkę. Ciągnie ja za sobą jakby miała ją bezwładną. Staje na niej tylko wtedy kiedy chce zeskoczyć.Obawiam się,że trzeba będzie jednak amputować ten paluszek. Malutka męczy się z nim już dwa tygodnie. Ropy nie ma,bo zdjęłam opatrunek i sprawdziłam. Cholera jasna! Czemu ktoś ją tak strasznie skrzywdził. Sianko je,wodę pije, bobki też się pojawiają więc mam nadzieję,że nie jest aż tak źle. Tylko te zapłakane oczka i mokre futerko pod nimi. Musi ja naprawdę boleć ,bo w najgorszych momentach,kiedy paluszek był cały zaropiały i wyglądał dużo gorzej niż teraz,spokojnie stawała na łapce,a dziś unika jak może obciążania łapki.
Miał może ktoś z Was już taki przypadek? Nie wiem jak jej pomóc, a nie mogę się patrzeć na te jej łezki,bo mi serce pęka. Przypomnę,że to złamanie otwarte, które każdy wet boi się dotknąć,bo Niunia ma dopiero 6 tygodni. Poradźcie co robić,błagam!
Jak myślę o tym sklepie zoologicznym i jego właścicielu to mam ochotę ukręcić łeb temu kolesiowi. Tak skrzywdzić maleństwo