proces zaprzyjazniania rozpoczal sie wczoraj... spodziewalam sie konga, ale dramatu nie bylo: z piec minut bicia sie lapami, a pozniej wiele nudnych godzin ganiania sie w kolo... poniewaz nie bylo ani latajacego futra, ani krew sie nie lala, zostawilam ich razem na noc.
rano widoczny byl drobny postep, ale bez szalu - razem, z jednej miski zjedli sniadanie, oprocz tego wyleguja sie osobno. Nemo czasem sobie przypomni, ze ma Ulke gonic, to ja goni, czasem probuje dotknac nosem jej nosa, to ona ucieka. Generalnie jesli nie znajduja sie nad miska, to ona od niego ucieka, niezaleznie od tego co on zrobi. Poza tym Ulka siedzi w kacie i tak jakby zaczela sie mnie bac - glaszcze ja, a ona mnie ugryzla ;/
rozumiem, ze dalej trzymam ich razem i czekam na cud, tzn czekam az sie jakos zakumpluja? co moge zrobic, zeby z tego byla przyjazn, a nie tylko brak agresji? czy moge cokolwiek zrobic, zeby ona przestala przed nim uciekac?
generalnie Ulki klatka poszla w ogole w odstawke, Nemo klatka wyszorowana stoi i czeka (klatka jest uzywana jako toaleto-jadalnia, poza tym zamierzam dalej stosowac chow bezklatkowy...)
cos moge zrobic czy tylko uzbroic sie w cierpliwosc i miec nadzieje, ze skoro walk nie bylo, to milosc tez przyjdzie?