Spotkaliście się z czymś takim? To jest straszne. Znalazłam to forum teraz (oczywiście widziałam stronę z poradami wcześniej, z których korzystałam oczywiście) i zaczynam tym postem, ale obiecuję, że to nie będzie ostatni.
Może dokładniej. Ten mój króliczek biedny jest od początku. Jest u mnie od 2 miesięcy, ze sklepu zoologicznego, do którego trafił za młody (chyba miał miesiąc, tak określił 2 dni później lekarz mniej więcej). Na drugi dzień zaczął się dziwnie ślinić i od razu poszłam do weterynarza. Potem przestał praktycznie jeść, dostał zaszczyki z antybuityku, bo sie okazało, że miał wrzody na języku. Karmiłam go na siłę ze szczykawki papką z gerbera i mielonego siana. Cudem przeżył, bo padłby z głodu gdyby nie to. W ciągu 2 dni jak wyzdrowiał tak przybrał na wadze, że wtedy uświadomiłam sobie, że biedaczek to była skóra i kości. W tym sklepie zostając pewnie by nie przeżył.
On ma co chwila jakieś dziwne przygody. Potem miał dziwnego strupa na grzbiecie, którego wyleczyliśmy, zadrapane oko, przez dwa dni kulał (a nie wiem co zrobił), przeszło mu. Dwa tygodnie temu pszczoła go ukąsiła w dolną wargę zostawiając żądło (chciał ją chyba zjeść...), tyle co ubrałam się i poleciałam do weterynarza, dostał zastrzyk i wyzdrowiał. Wybaczcie, że opowiadam wszystko, ale często kontekst się przydaje. Zaznaczam, że to nie mój pierwszy królik. Miałam dwa, z którymi u weterynarza byłam tylko przy okazji szczepienia. Nigdy nic się nie działo.
A dzisiaj w nocy odgryzł sobie ogonek... Naprawdę.
Rano od razu zawsze wypuszczamy go i wychodzi, biega sobie, skacze jak zwykle, radosny itd. A mój mąż do mnie, Ty patrz on nie ma ogonka. Myślałam, że to głupi żart, patrzę rzeczywiście, jakby nie było. Ale pomyślałam, że może sierść stracił w tym miejscu (zmienia futerko), obejrzałam, ale nie było ani krwi ani nic. I wychodząc do pracy tak z głupia frant mówię, a zajrzę do domku, może ma ten kłębek sierści. Parzę, a tam cały ogonek......
Nigdzie krwi, królik z apetytem, tak samo radosny jak zwykle, jakby nic się nie stało.
Mąż poszedł od razu z nim do weterynarza, który mu to zdezynfekował, zaszył na wszelki wypadek i dostaje antybiotyk. Powiedział, że on miał nienaturalnie długi ogonek jak na królika i że wcześniej coś mogło mu się stać i albo go bolał i wkurzał go to sobie odgryzł, albo go nie czuł, wkurzał go i sobie odgryzł. I zrobił to bardzo precyzyjnie. Czyli jakby "świadomie". Jaki on jest biedny, już tak się staram, opiekuję się nim jak dzieckiem (szczególnie po tym wszystkim co przeżył), a jeszcze coś takiego się zdarzyło.
Nadmienię, że biega sobie codziennie rano i wieczorem po pokoju i balkonie (balkon z wysoką betonową balustradą). W pokoju nie ma ostrych wystających rzeczy, czy czegokolwiek, co mogłoby go skrzywdzić. Zabezpieczyłam kable peszlami. Z resztą tak już zwracam uwagę na jego zachowanie (czy coś mu się nie stało), że aż nie mogę uwierzyć, że mogłoby umknąć mi uwadze jakaś jego krzywda. Nie wiem, co się mogło stać.
Już też nie jest niezdarny jak 2 miesiące temu. Jest ufny i odważny.
Spotkaliście się już z czymś takim może? Może coś źle robię? Na coś nie zwróciłam uwagi?
pozdrawiam
Aga