No to ja się wypowiem teraz.
W Europie stosuje się dwa systemy polityczne:
semiprezydecki (np. Francja, Polska za rządów Włęsy) i
parlamentarno-gabinetowy. /Jeszcze są inne systemy np. parlamentarno-komitetowy w Szwajcarii, ale to wyjątki./ W tym pierwszym to prezydent
powołuje i odwołuje premiera, ministrów, ma
szeroki zakres kompetencji w stosunku do parlamentu etc. W tym drugim prezydent pełni
jedynie tradycyjnie obowiązki Głowy Państwa (np. nadawanie orderów, akt łaski), pełni funkcję
reprezentacyjną oraz jest
wybierany przez parlament (a nie Naród).
I tutaj nagle pojawia się taki system jaki jest w Polsce, który został ukształtowany pod dyktandem
bieżących potrzeb politycznych SLD. Weto prezydenckie docelowo miało mieć niewielką siłę (bezwzględna większość), ale jak wygrał Kwaśniewski, postanowiono żeby trochę je umocnić, niż to pierwotnie zakładano no i padło na większość kwalifikowaną 3/5. No i teraz mamy Prezydenta, które wedle Konstytucji z 1997 r. ma de facto tylko
władzę negatywną, czyli może hamować, blokować, opóźniać, a
nie ma władzy pozytywnej czyli nie może kreować polityki zewnętrznej i wewnętrznej państwa. Nawet w sprawach militarnych Prezydent RP ma też nie dużo do powiedzenia.
No i mamy system parlamentarno-gabinetowy z przebłyskami systemu semiprezydenckiego. I teraz pojawia się pierwszy problem: Prezydent i premier nie muszą pochodzić z tej samej frakcji politycznej (po prezydent nie powołuje rządu, nie kieruje nim etc.) co implikuje
konflikt. W związku z tym Prezydent jedyne co może zrobić to
blokować - no i blokuje nominacje generalskie i oficerskie, mianowanie ambasadorów i konsulów, ustawy reformujące państwo, nie ratyfikuje traktatów międzynarodowych etc. No i jak w takie sytuacji ma poruszać się rząd?
Jak ktoś kto wygrał wybory ma rządzić państwem skoro nie ma do tego odpowiednich instrumentów?W obu tych systemach (semiprezydenckim i parlamentarno-gabinetowym) rząd ma
większe pole manewru, szczególnie w parlamentarno-gabinetowym, ba ma po swojej stronie organ, który może wprowadzać jego politykę w życie. I tak jest w większości państw Europy tylko nie u nas. A opowieści o tym, że jak Komorowski wygra to PO zgarnie całą władzę to ja bym włożył między bajki, bo:
1. Mamy inne
niezależne instytucje sprawujące częściowo władzę wykonawczą jak NBP, RPO, niezależny Prokurator Generalny etc.
2. Mamy
ordynację proporcjonalną, która prawie nie daje możliwości, aby partia rządziła bez koalicjanta, który zawsze kontroluje poczynania partii zwycięskiej.
3. Na straży gwarancji naszych praw obywatelskich stoi
Trybunał Konstytucyjny oraz
Rzecznik Praw Obywatelskich.
4. Nie wierzę w to, że Komorwoski nie będzie się starał jako Prezydent pokazać swojej
niezależności i wyrazistości - oczywiście będzie posłuszny PO, ale na pewno od czasu do czasu będzie chciał pokazać pazur.
Kolejny problem:
Jak mamy wybrać Prezydenta? Czym się mamy kierować? No chyba tylko tym, że będzie albo blokował rząd albo nie. Jakieś słabe kryterium wyboru jak dla mnie... Wybory prezydencie to tak naprawdę wybory mistera piękności, a nie osoby, która ma zmienić nasz kraj.
No i jeszcze dochodzi do tego takie ciekawe zjawisko, że 30% osób w Polsce deklaruje zainteresowanie polityką, a jeszcze mniej pewnie ją rozumie. No i ja się pytam:
jak pozostałe 20% wybiera osoby, które mają rządzić naszym państwem?!No i to tyle.
Dużo, ale żeby wyczerpać temat to tyle musiałem napisać, więc przepraszam Was, że będziecie musieli przez to się przekopać.