Słuchajcie, wzięłam ostatnio Pieska na działkę na wsi, dosłownie na chwilę, pobiegał trochę po trawie. Złapał 7 kleszczy
Udało mi się wszystkie wyjąć, wychodziły bez problemu. Z jednego puściła się krew, ale nie ma żadnego śladu na skórze, wydaje mi się, że po prostu przymiażdżyłam go pęsetą. Gdzie on tyle dziadostwa nałapał? Chyba że z kocicy sąsiadów, która się w nim chyba zakochała i ocierała o niego jak dzika
mysza, ile by mnie kosztowało w sumie (cena+przesyłka) to cudo z Beaphara, jeślibym Cię wykorzystała?
Jeśli mogę, oczywiście. Bo w takiej sytuacji to muszę czymś zabezpieczyć uszy. Skąd tyle tych choler?