Niestety jest źle.
Według doktor Reszki aktualne leczenie nie przyniosło poprawy.
Pysiek jaki był, taki jest. Strupy ciągle się tworzą, jest obrzęk. Według lekarki wyłysienia na nosie to nawrót grzybicy związany z osłabieniem organizmu i długą antybiotykoterapią. Myśleliśmy, że Insol uchroni Tysza przed grzybicą przez co najmniej rok, ale podobno w przypadku intensywnej antybiotykoterapii i on nie daje rady. Niestety wyłysienia postępują bardzo szybko. Łysy jest już nie tylko nos, ale i skoki.
Póki co Pani doktor pobrała zeskrobinę aby zbadać, czy na pewno jest to grzyb (choć i ona, i my jesteśmy prawie pewni, że to grzybica). Póki co mamy wyłysienia smarować maścią Pimafucort i czekać na wyniki badań.
Aczkolwiek jest niewesoło, bo nie wiadomo jak małego leczyć. Przy poprzednim ataku grzybicy nie pomagało dosłownie nic. Mały wziął tyle leków, dopiero po zastrzyku z Insolu się polepszyło. Niestety Insol brał pół roku temu, więc nie można teraz powtórzyć szczepienia (bo jest za wcześnie). Mały miał dostać Gentamycynę na gronkowca i paciorkowca, ale w związku z grzybicą nie dostał. No i nie wiadomo co dalej...
Myślę o konsultacji z dr Krawczykiem. Zastanawiam się tylko, czy jest sens ciągnąć małego tyle km w to zimno skoro wyniki badań czarno na białym wskazują na gronkowca, paciorkowca i pewnie na grzybicę? Tu raczej nie chodzi o konsultację w sprawie diagnozy, raczej w sprawie leczenia. Co o tym sądzicie?
Czy ktoś z Was leczył jednocześnie zapalenie bakteryjne i grzybicze?