doniesienia z placu boju:
po przyjściu z pracy do domu oba uszatki żywe, całe na oko cisnienie mi opadło, ale demolkę jaka zastałam po przyjściu z pracy trudno opisać pokój cały obsikany obbobkowany siano wszędzie się walało woda rozlana kartony w strzępach futra nowego brak, lekki fetor się unosił, miednica z sianem wywalona obsikana obbobkowana, wygryzione dokładnie dwa winkle do kuchni i pokoju oczko lupcia zaczerwienione pirania podlatuje nadal i go kąsa, futro na Lupciu w strzępach - więc cos było, uszy całe oczy jeszcze też, poprawy znaczacej od wczoraj w zaprzyjaźnianiu brak, ale nie jest gorzej, więc kontynuacja będzie. lupo nadal wskakuje nam na kolana za czym nie przepadał i prosi o litość.
jutro niestety po pracy muszę im zmienić pokój bo podłoga czeka no i mam problem, pokoik dla puchatych mam inny ale za dużo tam dziur w które jak wejdą to niebezpiecznie szczególnie dla Niki po drugie zaczną się na nowo bójki - ale wyjścia brak może o jeden dzień przetrzymam roboty ale więcej nie dam rady.
maro to moje tornado ma gdzieś wstyd i dobre wychowanie - jest wyluzowana na maksa a w dodatku szczęsliwa bo od tylu dni szaleje i sieje destrukcje wszędzie a nie siedzi w klatce.
Dzisiaj jak wróciłam to przyszła do mnie zobaczyła - interesowna że nie mam nic do jedzenia i poszła spać, wywaliła sie z hukiem na bok wyciagneła i sobie posapywała zadowolona, jak tylko zobaczyła, że Lupek probuje się zdrzemnąć i sie wyciagnął to podlatywała i go gryzła a biedak uciekał, tak samo jak go głaskam to podlatuje i go przegania - fakt, ze sama mi się pod ręką rozplaszcza - ale szkoda mi ciagle poszkodowanego Lupcia.
dzięki za dobre slowa dziewczyny bo strasznie mi ciężko szczególnie jak ta moja bieda przykica do mnie i tak ladnie prosi z nadzieją w tych brązowych ślepkach, że a nóż go zabiorę od tej pirani.