Wczoraj wydarzyło się coś nieoczekiwanego.
Musiałam wyczesać dziewczyny, ale wyjątkowo się broniły, uciekając. W końcu wlazłam z mężem do ich kojca i przytrzymaliśmy je niestety siłą. Czesanie trwało dość krótko, i po chwili nie trzeba było ich już trzymać mocniej, jednak początek był dość.. siłowy.
Efektem ubocznym tej akcji jest bardzo wyraźna zmiana ich zachowania. Szczególnie Muminki, która jest dziwnym połączeniem wielkiego pieszczocha i nieśmiałej obrażalskiej.
Zdaje się, że niechcący je zdominowaliśmy, co zaowocowało wyraźnym wyluzowaniem się dziewczyn. Są bardziej wesołe, bardziej odważne, chętniej wychodzą z kojca, chętniej i częściej się dopominają pieszczot, fochy o byle co zniknęły (Migota się nie obraża, za to Muminka i owszem
) i ogólnie zapanował jakiś nowy porządek rzeczy.
Znam teorię dotyczącą np. psów, niestety psychologia zwierząt towarzyszących dotyczy niemal tylko psów i kotów, nikt sie nie zajmuje królikami. Już więcej jest o szczurach.
Teoria jest taka, że zwierzę potrzebuje alfy w stadzie (człowieka), inaczej samo przejmuje to stanowisko lub wykazuje cechy, powiedźmy zagubienia. Alfa nadaje porządek i ład, wiadomo co można a co nie i każdy w stadzie zna swoje miejsce, co jest szalenie ważne dla zwierzęcia, daje niezbędne poczucie bezpieczeństwa, rytm i ramy życia.
Ale czytając fora królicze odniosłam wrażenie, że z królikami trzeba/lepiej się obchodzić inaczej, bardziej spolegliwie i delikatnie. Moje zachowują sie wprost wzorowo, nie miałam wcześniej potrzeby dominowania ich. A tu proszę, nagle sie okazało, że one sa jak nowo narodzone, znacznie pewniejsze siebie.
Jestem ciekawa jakie macie doświadczenia na tym polu, bo mimo wszystko ja sie trochę zdziwiłam.