#tajniak i ais, niby rozumiem, ale jeśli weźmy jest zwierzątko, które bardzo potrzebowało pomocy (przyjmijmy, że to zwierzę z poza Warszawy)? Np. droga i nagła operacja, a opiekunowie z tamtego miasta nie mieliby pieniędzy i SPK wydałoby wtedy na ten cel pieniądze z tych dotacji, to miałoby/mogłoby mieć poważne problemy, prawda? Założmy oczywiście, że ta operacja uratuje króliczkowi życie, a gdyby jej nie było, to zwierzątko by umarło, ew. byłoby w takim stanie, że dalsze życie, byłoby dla niego męczarnią. No i teraz moje kolejny pytanie : Co im robi różnicę czy uratuje się zwierzę skądinąd? Przecież i tak te dotacje są na pomoc dla zwierząt. Nie mowię o sterylizacji, która nie jest droga, ale o naprawdę poważnej operacji.
Nie wiem czemu, ale odnoszę wrażenie, że oni dają te dotacje, bo dają, ale nie interesuje ich to, że one są naprawdę szczytny cel.
Wiem też, że może chciałabym, żeby świat był zbyt idealny, jednak nie mogę pojąć tego, że Warszawa wydaje na ozdoby, choinkowe, fajerwerki i inne nie potrzebne pierdoły - grube miliony, a przecież takie organizacje jak Caviarnia, SPK, TOZ, pomagają zwierzętom, które pomocy potrzebują, co też jest ważne, bo przecież one też czują i chciałyby być kochane, zdrowe, etc.
A co do zasady pomocniczości, nie mogę jej pojąć, tak do końca, bo dla mnie nie ma z tą sprawą nic wspólnego.
Dodam jeszcze, że zdaję sobie z tego, że porządek w papierach jest ważny, ale czasami można chyba przymrużyć na to oko, jeśli idzie o ratowanie życia. Nie ważne czy ludzkiego, czy zwierzącego, dla mnie to, to samo.
Przepraszam jeśli kogoś uraziłam.
Przepraszam za nieścisłości, ale nie umiem wyrazić tego inaczej.