Pół godziny temu wróciłam z Zuzią od weta (oczywiście od pani Ani z Osowy). Na wejściu pani Ania zapytała mnie xczy zauważyłam jakieś krwawe wydzieliny z dróg rodnuch itp. Przeraziła mnie tym pytaniem. Okazało się, że mimo młodego wieku Zuzia miała już paskudną macicę - jakieś zrosty, cysty. Okropieństwo jednym słowem. Bardzo się cieszę, że zdecydowałam się przeprowadzić sterylizację teraz a nie w połowie lutego (jak miałam w planach) .
Nie nie pisałam prze zabiegiem, bo nie chciałam zapeszać. tłumaczyłam dzieciakom po co zabieg, mówiłam, że powikłania to rzadkość (w końcu będzie wrękach najlepszego króliczego weta :-) i myślałam równocześnie, że jeśli coś się wydarzy to nie wiem jak dzieciakom w oczy spojrzę a sumienie mnie zagryzie (no bo mogłaby sobie żyć niewysterylizowana).
Wszystko jednak poszło bez problemów i we wtorek idziemy na zdjęcie szwów. A potem Zuzia pozna Zygmusia :-)