No w jakims sensie mozna by sie i z tym zgodzic, bo w sumie to nie wiemy jak bardzo zwierz cierpi itp, itd. Ale wg tego toku myslenia to powinno sie usypiac wszystkie chore zwierzaki, nawet nie probujac ich leczyc. Szkoda, ze o ludziach nie maja tego samego pogladu.
Ach, lepiej takich nie sluchac i w ogole sie nie denerwowac. Przede wszystkim po zwierzaku chyba widac czy sie poddaje czy ma wole zycia. Mi to samo wiele osob mowilo o starym Tosku. Pytanie, ktore slyszalam wiele razy: Czy on sie nie meczy? No na pewno starosc, niedoleznosc byla dla niego jakas dolegliwoscia. Ale co? Mialam zapakowac zwierza w transporter i zawiezc na eutanazje? Zwierza, ktory jadl, pil, bobkowal, kontaktowal w pelni co sie dookola niego dzialo, lizal po rekach, przytulal sie... Ja wiedzialam, ze wyczuje taki moment, kiedy on juz bedzie chcial odejsc. I chce wierzyc, ze tak bylo. To byla starosc, z nia juz nie moglismy wygrac. Ale tym bardziej, jesli chodzi o chorobe, to jesli tylko jest taka mozliwosc trzeba walczyc.