Tyle, że w naszej zapyziałej Częstochowie nie jest dostępna ta karma... Skonsultuję to jutro z wetką. Jestem umówiona na oczyszczanie rany, już jestem chora na samą myśl o tym, bo wiem, że utrzymanie go w miejscu będzie masakrą, a ja chyba będę musiała zamykać oczy, żeby to przetrzymać. No ale powiedziało się A, to trzeba walczyć dalej. A potem idę z próbką ropy na posiew i antybiogram, żeby ustalić jaki antybiotyk może pomóc. Patrząc na niego czasem mam obecnie wątpliwości czy dobrze zrobiłam nie pozwalając mu odejść... Z drugiej strony cieszy mnie każda kolejna godzina z nim. Te sterczące uszy (zauważyłam, że teraz znacznie częściej ich używa, ze względu na ograniczone pole widzenia), każdy bobek, siku, jedzenie jest na wagę złota. I tak widać, że cierpi mniej niż z tym ropniem. Mam nadzieję, że jednak wygramy, chociaż jeszcze trochę...