Byłam w podobnej sytuacji. Moja - już niestety śp. - Gizela miała złamanego palca u tylnej łapki. Stało się to na wakacjach w Stegnie. Tamtejszy wet powiedział, że to tylko skaleczenie i królik "się wyliże". Po powrocie, po 2 tygodniach, kiedy noga spuchła i Gizela nie dawała jej sobie dotknąć, zabrałam ją do wetki i okazało się, że od 2 tygodni chodzi z otwartym złamaniem, w które wdało się zakażenie!!!!! Antybiotyki, amputacja palca, antybiotyki i sztywny opatrunek, z którym Gizela strasznie walczyła, codziennie kontrola i zakładanie świeżego opatrunku. 2 miesiące prawie codziennych wizyt w lecznicy. Ta historia skończyła się pomyślnie, mimo że wetka nie była "specjalistką" od królików (ale miała dla nich wielkie serce). Życzę powodzenia!!! Trzymaj się.