Nie mialam okazji pisac na frum-z wiadomych przyczyn.Teraz moge sie z wami podzielic moja wielka tragedia jaka przezylam okolo 2 tyg.temu.
Balbinka zawsze taka radosna i szczesliwa ktoregos dnia rano jak wstalam zobaczylam ze cos jest nie tak-siedziala w kacie salonu cichutko jak myszka,nie miala sily kicac.Przestala bobkowac,jesc,pic-zaraz czym predzej znalazlam sie u weta.Diagnoza-zator.
Leczenie trwalo pare dni-po zastrzykach i lekach wracala do zdrowia ale ten stan trwal bardzo krotko.I znow byla niedozycia.Lezala owinieta w koc-masowalam jej brzuszek.Migdalek jak by wiedzial ze cos jest nie tak-wskakiwal na kanape gdzie lezala w kocyku i tylko lepek jej wystawal i lizal ja po uszkach.A mnie serce pekalo z zalu ze nie moge jej pomoc.W koncu ktoregos dnia na nastepnej wizycie-wet. stwierdzil ze bedzie trzeba chyba operowac-zgodzila bym sie na wszystko aby byla zdrowa.Ale wzial ja dosc mocno zaczal naciskac boczki i brzuszek i wtedy zaczela sie rewolucja-wylecial tyle kamieni bobkowych ze nie mozna bylo chyba tego zliczyc-pozniej bobki byly juz normalne nawet zbyt luzne.Po tym wszystkim dostala kroplowke i leki-i o dziwo wszystko ustapilo jakby reka odjal.Dzis Balbinka znow jak kiedys bryka,podskakuje i robi osemeczki,bawi i tuli sie do Migdalka jak by chciala okazac mu wdziecznosc za wsparcie jakie jej okazal.
To ze zachorowala to moja wina-na noc zostawialam jej ulubiony koc w ktorym buszowala,drapal i gryzla go-zasmakowal jej i podjadala go.W bobkach bylo pelno koca.
To co przezylam w te pare dni nie da sie opisac-placz,bol i nieprzespane noce-to byl horror.
Na szczescie moje malenstwo bylo dzielne i nie poddala sie.