Wiecie co? Jakiś czas po adopcji Zuzi okazało się, że mój syn jest uczulony na: roztocza, pierze, pleśń, grzyby, pyłki traw, zbóż i drzew no i siano oczywiście. No i co? Pierwsza decyzja lekarki - oddajcie zwierżęta a zwłaszcza królika bo liże wszystko, zbiera w ten sposób alergeny a potem przez sierść je wydziela :-/. Nie oddaliśmy Zuzi, nawet nie wzięłam tego pod uwagę. Zuzia mieszka po prostu w drugim pokoju (nie u dzieci), syn po zabawie z nią leci myć ręce, siano podaję ja wtedy gdy syna nie ma w domu lub jest w drugim pokoju (no bo siano strasznie pyli przy wykładaniu). A sianko podajemy w paśniku zrobionym z baseniku dla papużek falistych (zakryte od góry i po bokach, siano nie rozłazi się po klatce i pokoju, nie pyli). Naprawdę da się zorganizować życie tak, żeby móc egzystować wspólnie ze zwierzętami. No i oczywiście Zuzia nie siedzi w klatce, tylko nie może wchodzić do pokoju dzieci ale to po prostu kwestia dopilnowania. nigdy nie oddałabym zwierzaka "na wszelki wypadek". Gdy rodziły się moje dzieci mieliśmy w domu psa olbrzyma potencjalne zagrożenie bo wielki i niechcący może dziecko skrzywdzić. Nigdy nie było problemu, pies musiał się nauczyć ze dzieci są na pierwszym miejscu a może dzięki temu, że mały chował się od urodzenia z psem nie ma uczulenia na sierść psów ani kotów.