No i niestety muszę napisać w tym dziale...Wczoraj Koki po raz pierwszy podeszła sama na głaski do mnie(od ostatniej walki z Piegiem nie garneła się wcale)i w ich trakcie poczułam na jej "pleckach"jakieś nierowności.Po rozchyleniu sierści okazało się,że ma taki jakby łupież(jak u małych dzieci ciemieniucha,która trzyma sie na włosach)Ma też niewielkie placki łyse,ale to może być po wyrwanej sierści w trakcie walk
i naprawdę ciężko je dojrzeć.Poszukałam na forum i się przeraziłam tym,czym ten łupież może być spowodowany.W grafice internetowej to wygląda jak płatki łupieżu przy świerzbowcu,a konkretnie to przy CHEYLETIELLA cheyletieloza .Jestem przerażona...Ona ma od grzbietu do tyłka takie placki z tym łupieżem
Dzwoniłam do weta,niestety o jego znajomości na króliczkach nie wspomnę,przed 18stą mamy przyjechać.On telefonicznie stwierdził,że to pewnie świerzbowiec lub jakiś pasożyt i poleci prawdopodobnie maść Fungiderm lub Novoskabin(?).Czy ktoś wie może na ile to moze okazać się skuteczne?Aneczka czytałam Twój przypadek i podpytam weta o Ivermectin lub Biomectin.Czytałam,że jeśli to ten pasożyt,to nawet człowiek może się zarazić,a ja mam dwu miesięcznego maluszka w domu i w dodatku psa,bo o Piegusie nie wspomnę.Na tyle jednak na ile Pieg pozwolił się dotknąć w okolicach tyłka,to nic nie wyczułam.Jestem załamana
a wczoraj rozdzieliłam uchole,żeby za tydzień mogły się połączyć
PS.Skąd to bierze?Czytałam w necie,że ten pasozyt wykorzystuje osłabione organizmy,ale czy organizm Koki mógł być tak osłabiony rozerwanym uszkiem i pyszczkiem,żeby ją to "złapało"?U nas obecnie wszyscy chorzy,jeszcze maluszka nie dopadło,ale coraz więcej kicha
- wszystko się wali
Wet stwierdził,że to świerzb(dziwne,bo uszy i łepek ma czyste).Podał dwa zastrzyki(w tym jeden zawierający ivermectynę,czy jakoś tak)i kazał przyjść na powtórkę za dwa tygodnie.Kłuł Koki trzy razy,bo za pierwszym razem wbił jej zapchaną igłę
Załamałam się tą wizytą,nie wiem co dalej.Zaraźliwe dla królików(podobno nie dla ludzi)tylko jak tym się może zarazić Pieg??Czy przez powietrze,czy "dotykowo"?Koki stoi obecnie w kuchni,od pokoju oddziela ją zaledwie deska.Nie mogę jej trzymać dwa tygodnie w kuchni,bo ma mało kontaktu z nami,no a my wiedząc,że ona jest chora też dziwnie się czujemy przy jedzeniu
Co byscie doradzili?Czy postawienie klatek spowrotem obok siebie było by bezpieczne i możliwe? No i co z wybiegiem,czy można je puszczać na zmianę na tym samym terenie??