Witam
No więc wczoraj Koala był pierwszy raz w życiu u weta i po tym co się wydarzyło u weta Koala stwierdził, że wizyta u weta wcale nie była przyjemna.
Ja cała poharatana jestem, tak silnego i zwinnego królasa w życiu nie spotkałam. Zawsze z królasami wygrywałam, ale ta wiercipięta mnie tym razem pokonała
No dobra, dostał książeczke zdrowia, dostał zaszczepiony, no i potem prosiłam, żeby wet zobaczył, co ma w brzuchu, bo wydaje mi się, że ma tam malutkie kołtuny, ktore trzeba przyciąć. No więc wet cos tam grzebał, a ten zaczął szarpać z całych sił, że z rak mi wypadł i uciekł mi do sali operacyjnej. Wet spróbował go złapać, ale ja sugerowałam, zeby sobie poszedł i poradzę sobie z nim. Faktycznie Koala się uspokoił i bez trudu wzięłam go na ręce i sprawdzałam czy sobie nie połamał czy potrzaskał,czy nie ma tam rany. Ja mało ze strachu nie umarłam, bo odległość z mojej ręki do podłogi wynosiła koło 150 cm, no i to tego były płyty. Wet uspakajał, że nic mu się nie stało, i nawet nie raczył sprawdzic czy nic nie połamał
co za konował
Nie wybaczyłabym sobie, gdyby coś mu się stało z mojej winy.
Potem w domu obserwowałam Koalę, nie zauwazyłam niepożądanych objawów, kicał jakby nic, apetyt miał, przychodził do mnie domagając głaskania, robił taakie akrobatyczne piruety
Oj, oj co za niegrzeczny królas.
Cicho informuję, że istnieje duże prawdopodobieństwo, ze Koala w przyszłym tygodniu pokica do Warszawy, do nowego domu