Dzień dobry wszystkim..
Dzisiaj rano przeżyłam takie chwile grozy, że jak o tym pomyślę to jeszcze cała chodzę.
Otóż, wstałam rano i postanowiłam przejrzeć Zuzi kuwetkę. Zauważyłam, że siusiu i bobki robi tylko w narożnikach. No więc otworzyłam klatkę, a zwierzątko wyszło i zaczęło zaczepiać moją mamę. Ucieszyłam się, że w końcu się do nas przekonuje. I wtedy to co zobaczyłam odrzuciło mnie do tyłu. Miałam foliówkę na ręce i chciałam osiusiane trocinki wyjąc, ALE ONE SIĘ RUSZAŁY!! Przyjrzałam się, a pośród trocinek pełzały białe glisty. Aż mi się słabo zrobiło, bo akurat o tym wczoraj czytałam. No, ale myślałam, że mnie to nie będzie dotyczyć. Przecież miała dwa dni wcześniej założone nowe, świeże trocinki. Gdy tylko się troszkę uspokoiłam (jestem straszną histeryczką co do robali, wystarczy, że zobaczę jakiegoś i już mną talepie), wzięłam rękawiczki i gruby worek na śmiecie i przesypałam całą zawartość do ów worka. I wtedy moim oczom ukazała się podłoga kuwety. CAŁA BRUDNA! Gdybym ja to zobaczyła to bym ją szorowała, ale trocinki pierwszym razem wsypała moja mamuśka, a ona to zbagatelizowała. Obecnie kuwetka moczy się we wrzątku, a króliczek wcina sianko. Zaraz przyjedzie mój chłopak i pomoże mi ją obejrzeć, czy nie ma pasożytów. Myślałam też o pierwszym strzyżeniu kołtunków. Powiedzcie mi, czy z takiej wygotowanej kuwetki będę mogła korzystać?