I znowu sie poplakalam.Od razu mam w pamieci ostatnia wigilie, kiedy wstawalam i zoabczylam,ze z puskiem cos sie dzieje.Od razu weterynarz i diagnoza - zap.pluc i prawdopodobnie obrzek pluc.Jeszcze probowalisly Go ratowac.Wrocilismy do domu i siedzial owiniety kocem na moich rekach,po godzinie chcialam mu dac pic,zaczal sie wywrywac,piszczec i zmarl....Caly czas mam poczucie winy,ze moze gdybym Go zostawila w spokoju,nie probowala Go napoic to mzoe by sie nie zdenerwowal i by zyl...Gdyby,gdyby....Przezylismy 'razem' 9 cudownych lat.Nigdy nie sadzilam,ze umrze na moich rekach.To jeszcze poteguje moj bol.
Naprawde bardzo Ci wsploczuje.
[ Dodano: Pon Lut 23, 2009 7:12 pm ]
...Wyłam wtedy z rozpaczy, ale za kilka dni poszłam i kupiłam drugiego królika (Serafina). Nie pozwoli to zapomnieć, ani nie zastąpi tamtego, ale ja chyba nie mogę żyć bez króliczych uszu, pyszczka, ogonka. Są takie kochane, ale za razem tak łatwo mogą zachorować.
Dokladnie.Cale swieta rozpaczalam.Brat wykopal 'grob' bo ja nie bylam w stane,nie moglam patrzec jak Go zakopuje w ta zimna ziemie.Zamienilam sie z bratem na pokoje bo nie bylam w stanie przebywac w swoim,gdzie przez 9 lat stala klatka,byl krolik biegajacy.I raptem cisza nie do zniesienia,nic nie biega, nie skrobie,i te puste miejsce po klatce....Tydzien pozniej zawital do nas Junior i dopiero wtedy przenioslam sie do swojego pokoju.