Skoro jeszcze czekamy na zdjęcia to ja pozwolę sobie napisać trochę więcej na temat wyjazdu do Krakowa.
Mam przyjemność powiadomić wszystkich zainteresowanych, że Sofi i Wojtuś - króliczki będące powodem naszego sobotniego wyjazdu do Krakowa - dotarły szczęśliwie na miejsce. Sofi pojechał od razu do docelowego domku. Wojtuś czeka na powrót nowej opiekunki z urlopu i znajduje się aktualnie pod czułą i fachową opieką Azi i Sławka. Króliczki dzielnie zniosły podróż. Oba są śliczne i ciekawskie. Wojtuś zachowuje się jak mały piesek i wygląda jak żywa maskotka. Natomiast Sofi jest trochę nieśmiały, ale uwielbia głaskanie po główce. Musze dodać, że mam do Sofiego ogromną słabość, ponieważ miałam przyjemność trzymać go na kolanach przez całą drogę. Martulka, która zajmowała się w czasie podróży Wojtusiem podobnie jak ja cały czas zachwycała się swoim podopiecznym. Patrząc na tego uroczego baranka trudno nam było sobie wyobrazić, że jego poprzednia właścicielka skazała go na śmierć i przyniosła do lecznicy w celu uśpienia. Na szczęście dla Wojtusia los okazał się łaskawy i pozostawiony w lecznicy nie czekał długo na nowego właściciela.
Cieszy nas niezmiernie, że możemy uczestniczyć w adopcjach niechcianych i bezdomnych królików. To właśnie udane akcje adopcyjne nadają sens istnienia naszemu Stowarzyszeniu. Jednocześni są one także dowodem na to, że dorosłe króliki potrafią być bardzo kontaktowe i łatwo przywiązują się do nowego opiekuna. Nam wystarczyły 4 godziny wspólnej podróży, aby przywiązać się do uszatków.
Chciałabym w tym miejscu serdecznie podziękować Betince, bez której cała podróż nie mogłaby się po prostu odbyć. Słowa uznania należą się także Kapi, naszej niezmordowanej vice-prezesce i pomysłodawczyni całej akcji oraz Azi, która z pełnym zaangażowaniem zajmowała się adopcją obu naszych bohaterów.
Nasze spotkanie w Krakowie miało też oczywiście swoją część towarzysko-rozrywkową. Najpierw dzięki uprzejmości ankabro raczyliśmy się kawą i napojami w uroczej kawiarni na Kazimierzu. Zaprowadził nas tam pełniący rolę przewodnika Sławek. Potem jedliśmy najlepsze lody w całym Krakowie. Wiadomo, że magia Krakowa działa na wszystkich. Każdy przyjezdny musi choć na parę chwil wylądować na krakowskim Rynku. My także nie mogłyśmy wyjechać bez zobaczenia Kościoła Mariackiego, Sukiennic, i Adasia. Niestety czas w miłym zakróliczonym towarzystwie płynie bardzo szybko i nasz pobyt w Grodzie Kraka także dobiegł końca. W aparatach pozostały zdjęcia z wyjazdu, a w głowach miłe wspomnienia i nadzieja na rewizytę naszych drogich krakowskich gospodarzy w innym mieście nad Wisłą. Mam nadzieję, że będzie to może okazja do przewiezienia do nowego domku innego adopcyjnego króliczka.
Ankabro, Azi, Gaber, Sławku i Smocza dziękujemy za poświęcony nam czas i czekamy na Was w Warszawie!