dopiero pół roku spokoju po kokcydiozie i korekcie zgryzu i znów problem.
2 stycznia podczas obcianania sierści odkryłam u Tygrysa twardego guzka o srednicy 2mm. Nie zaczerwieniony, nie bolesny, skóra nie naruszona. Pojechałam do naszej wetki. Stwierdziła, że guz jest za mały by zrobić biopsję i za wcześnie jest by od razu brać go na stół. Poza tym powiedziała, że nie wygląda jest na ropnia. Zaleciła obserwację co tydzień. No i w piątek sprawdziłam. Guzek powiększył się do średnicy 4-5mm i znalazłam w innej części grzbietu nowe 2 o srednicy po 2 mm. Panika. Zadzwoniłam do lecznicy. No i otrzymałam odpowiedź że z uwagi na to, że są już 3 guzki, istnieje podejrzenie, że będą pojawiać się nowe, więc na razie nic nie będziemy wycinać. Mam się pojawić w czwartek i wetka go obejrzy i ewentualnie nakłuje jeden, aby zobaczyć czy coś wypłynie z niego.
Nie wiem co mam myśleć, król ma 7 lat. Normalnie je, pije, załatwia się. Dokucza też jak zawsze i gryzie wszystko jak zawsze. Boję się, że wet nie podejmie się usunięcia i jednocześnie boję się, że nie będzie sensu krojenia w tylu miejscach królika, zwłaszcza, że mogą pojawić się kolejne...
Nie znalazłam żadnych podobnych postów o twardych guzkach podskórnych. Czy ktoś ma jakiś pomysł co to może być?