Dzięki wnikliwej lekturze forum ( to doprawdy kopalnia króliczej wiedzy) i uszatej, troszkę nieporadnie, ale szczęśliwie przetrwaliśmy z maluszkiem pierwsze dni
Maleństwo ma apatyt (dieta to: sianko bez ograniczeń, woda, granulat- mała łyżeczka rano i taka sama porcja wieczorem- przepada za nim
). Bobkuje prawidłowo, wygląda zdrowo (oczka, nosek, sierść). Podejrzewam też, ze coś tam dzieje się też z ceko, bo dyskretnie sięga kilka razy dziennie w wiadomym kierunku
, poza tym wyjątkowy z niego czyścioszek
Chciałabym dowiedzieć się, czy postępuję właściwie, zwłaszcza w kwestii pierwszego spaceru i pierwszych prób oswajania Jukiego.
Ale konkretniej-Juki mieszka z nami od soboty. Przez ten czas nie był jeszcze wypuszczany poza klatkę. Mimo, ze bardzo mnie kusi
, dałam malcowi czas na poznanie jego domku. Dużo do niego mówię, pozwalam poznać zapach, kilka razy "
eskimoskowaliśmy" przez kratki klatki. Mały nie boi sie już gdy wkładam rękę (by uzupełnić wodę, sianko) do klatki, próbowałam go delikatnie pogłaskać, nie ucieka, ale jest ostrożny.
Wczoraj po raz pierwszy otworzyłam klatkę. Usiadłam na dywanie i obserwowałam.
Dreptał, ostrożnie obejrzał otwarte wyjście, ale pomimo upływu czasu (ok. 1.5) godziny, nie zdecydował się na spacer. Nie zmuszałam go. Dziś spróbujemy ponownie.
Swoją drogą to było przezabawne. Siedziałam jak budda, spodziewając sie, że Juki radośnie wyskoczy i będzie zwiedzał pokój, on on, spokojnie zjadł, napił się, dokonał toalety i... uciął sobie drzemkę, mając
gdzieś drzwi otwarte na świat
Napiszcie proszę, czy postępuję tym samym prawidłowo?
Przeglądając Wasze galerie, natrafiam na zdjęcia maluszków na rekach, zwiedzających pokoje i zastanawiam się, czy po prostu wyjmujecie maluchy z klatek? Czy też pozwalacie im tak jak ja na samodzielną decyzję?
Klatka lada chwila będzie wymagała porządków (dywaniczek czeka), ale jednocześnie nie chce małego przestraszyć i wyjmować go na siłe