Nie wiem czemu mam takie wrażenie, że los robi wszystko, żebym nie wykastrowala Jaspera... A to nikt nie moze nas zawiesc, a to weta nie ma.... No i kiedy wszystko wszystkim pasowalo(bylismy na jutro umówieni) to musiał sie dziad rozchorowac
Dzisiaj rano chce dac mu jesc, a on nie tak jak zawsze podbiega tylko lezy w tym kącie i sie nie rusza... wyciagam jego miske, a tam jedzenie ze wczoraj
No i co sie okazalo?? Jasper ma wzdecie
Miał kule za żebrami, ale podalam espumisan i u weta kuli juz nie bylo
Dostal trzy zastrzyki i jutro trzeba powtorzyc...
Mam dosc, juz chcialam byc po tej calej kastracji a tu nic...
Ale kurde dziwny zbieg okolicznosci, ze musial sie rozchorowac akurat przed kastracją - wtedy kiedy nie mozna bylo to byl zdrowy jak ryba... Nie wiem czy to wyczuł czy co