Nieco ponad 3 lata temu dziewczyna namowila mnie (szantaz byl!) na sprezentowanie jej krolika. Trafil do nas malutki i szybko zdobyl sobie nasze serca. Dosc powiedziec, ze natychmiast po przywiezieniu do mieszkania zaczal nas lizac po dloniach i lasic sie. I taki juz z niego zostal pieszczoch, chociaz nieco zadziorny.
W piatek przed wyjsciem do pracy zwrocilem uwage, ze jakos tak nie ma humoru, nie chce jesc swoich ulubionych cukierkow witaminowych. Wieczorem nadal byl ponury i nie mial ochoty sie ruszac z miejsca. Napoilismy go woda, odpuscilismy jedzenie i stwierdzilismy, ze jesli do rana sie nie poprawi, to idziemy do weterynarza. W sobote o szostej rano w klatce zastalismy krolika w agonii. Lezal na boku, nie mogl sie podniesc. Zmarl zanim zdazylem znalezc numer do lecznicy calodobowej - doslownie w ciagu kilku minut. Czytajac teraz opisy chorob domyslam sie, ze to byl pomor (byl co prawda osowialy, ale wyraznie widoczne byly ruchy plywackie tylnych konczyn przy poruszaniu). Nie musze chyba pisac jak sie teraz czujemy. Zawalilismy opieke, bo co krolik mial sam zrobic z ta choroba...
Krolik od zeszlego lata byl trzymany w domu, wiec nie wiem skad sie wziela ta choroba. Dlatego chcialbym uczulic wszystkich posiadaczy tych milych zwierzakow, niezaleznie od tego czy trzymaja je tylko w mieszkaniu, do szczepien, regularnych wizyt u weterynarza, a przede wszystkim do nieodkladania wizyt, kiedy widzicie, ze cos z krolikiem jest nie tak. Wydaje mi sie, ze ta sama choroba dopadla go tez jakis rok temu, ale wyszedl z tego wtedy (z pomoca weterynarza). Pierwotnie myslelismy, ze ma uszkodzona lapke i jeden weterynarz po sprawdzeniu lapki nie mogl dojsc do przyczyny i uwazal, ze prawdopodobnie jest wszystko OK. Dodatkowo wiec namawiam, do naciskania na lekarzy jesli widzicie, ze krolik ma jakis problem - dla nas to bylo oczywiste po jego zachowaniu - stad wizyta u drugiego weta, ktory postawil go wtedy na nogi w kilka dni. Niestety w tym tygodniu nie zdazylismy.