A oto historia Fafika:
"Jest ładny pogodny dzień. Około 16.30 wybieram się do centrum.
W pobliżu jest mały ogród działkowy, którym lubię się przechadzać – zadbane i pielęgnowane kwiaty w słoneczny dzień radykalnie poprawiają nastrój.
Nagle moją uwagę przyciąga coś małego, lekko poruszającego się i skulonego –
Zdecydowanie futrzanego. Zbliżam się i widzę wystraszonego malutkiego króliczka.
Na pobliskiej działce pracuje jakiś działkowicz – podchodzę i pytam o to przerażone stworzonko. W odpowiedzi słyszę krótką historię sprzed paru godzin.
Otóż według relacji działkowicza, na terenie pojawiło się dwóch młodych chłopaków, zakręcili się między ogrodzeniami – czym zwrócili na siebie uwagę – po czym ze zwykłej torby foliowej wyrzucili dwa małe króliczki i uciekli.
Nie mogę zgodzić się na to aby ten króliczek został tu sam gdy po działkach grasują bezdomne koty. Rozglądam się ale widzę tylko jednego – rozpytuję się jednak niestety nikt nie potrafi wskazać drugiego. Podejmuję decyzję – zabieram go. Przy pomocy działkowicza łapiemy malucha i wtedy okazuje się z czym mamy do czynienia.
Moim oczom ukazuje się przerażony króliczek miniaturka, bardzo ładnego ubarwienia – jednak stan futerka jest zatrważający . Rozległe odleżyny, skołtunienia, zabrudzenia –jak gdyby mieszkał w piwnicy na mokrym piachu. Boję się o niego – jest w maksymalnym stresie – króliczki są bezbronne i słabe – mam nadzieję, że przetrwa do następnego dnia. W domu układam go ostrożnie w pudełku wyłożonym siankiem z ziołami. Pędzę do pobliskiego sklepu po marchewkę i jabłko. Mamy w domu dwa duże króliki – uratowane przed pasztetem więc mam już doświadczenie i wiem czego potrzeba takiemu króliczkowi. Niedługo przyjeżdża mąż. Decydujemy zostawić go na noc w spokoju a następnego dnia do weterynarza. Martwimy się widząc jak mały leży w jakiejś dziwnej pozycji i próbujemy ocenić jego stan futerka – jest słabo. Na szczęście zaczyna wcinać marchewkę i jabłko ale nadal jest bardzo czujny – lekki hałas powoduje, że mały truchleje na kilkanaście minut.
Następny dzień u lekarza. Mały przetrwał. Trochę się uspokoił i wszystko ładnie zjadł... i pojawiły się bobki – to nas ucieszyło – nie jest tragicznie. Jednak weterynarz decyduje o pozostawieniu malucha pod obserwacją przez kolejną noc i dzień. Wykonane zostają generalne oględziny i badania. Króliczek jest mocno zaniedbany – futerko jest w złym stanie – liczne odleżyny spowodowały przyskórne zapalenie i obumarcia naskórka, który oderwał się od ciałka i utkwił w skołtunionym włosiu. Wszystko zostaje wycięte i opłukane. Rany przemyte. Podany zostaje antybiotyk, który będzie podawany jeszcze przez trzy tygodnie co trzy dni. Ranki trzeba smarować maścią codziennie i dobrze odżywiać. Ku naszej radości malutki ma ogromny apetyt. Wydaje się jakby nigdy nie jadł normalnie.
Według naszych i lekarza przypuszczeń, króliczek był bardzo źle przechowywany – prawdopodobnie przebywał w mały pudełeczku gdzie nie miał w ogóle sprzątane –
był cały czas na mokrym podłożu – mokrym po odchodach. Z uwagi na wady zgryzu nie miał prawidłowego pokarmu. Postrzępione i mokre futerko ma również na uszkach, które były brudne. Króliczek generalnie mało się rusza co może sugerować, że nie wypuszczano go z jakiegoś pudełka. Zraniony nosek podsuwa na myśl jakąś próbę walki albo uszkodzoną od odchodów skórkę.
Jednak mimo tak złego więzienia w odchodach i tak wielkiego stresu – malutki króliczek jest ciekawy świata – chętnie wyciąga główkę, żeby poznać nowe zapachy,
nie wyrywa się, kiedy leży na ciepło przytulającym go ręku człowieka – chyba ufa –
może wreszcie spotka go to, do czego wszystkie stworzenia mają prawo – szczęście z życia, radość z jedzenia, czysty suchy domek i ciekawość przy boku człowieka, który jak dotąd wykazał się jedynie egoizmem i bezmyślnością. "