Opiszę Wam moje przejścia z Tygrysem (6 lat) jakie miałam od ponad miesiąca. Nie byłam w stanie opisać tego wcześniej bo za bardzo się tym wszystkim przejmowałam i nie myślałam o niczym innym.
Od jakiegoś czasu Tygrys coraz częściej miewał biegunki. Myślałam na początku, że to sprawa żywieniowa, więc ograniczyłam wszystko i dostawał tylko granulat i zioła. Biegunki nadal się pojawiały. Lakacid pomagał na chwilę. Były zaparcia na przemian z biegunkami. Pomyślałam, że być może zjada ligninę. którą miał w kuwecie i dlatego pojawiają się te sensacje. Zabrałam więc ligninę. Ale biegunki nadal sie pojawiały. Przez chwilę myślałam, że być może jest to sprawa tego, że za mną tęskni i źle znosi moje nieobecności (często wyjeżdzałam służbowo i wtedy ktoś do niego zaglądał 2 razy dziennie). Ale przecież biegunki miał także jak byłam w domu. Postanowiłam więc nie zwlekać dłużej i iśc do veta.
Dostał antybiotyk (3 dni) i zbadany został kał - nic nie wykryto. Po 3 dniach antybiotyku, ponownie zbadaliśmy kał i wtedy szok - kokcydia. Dostał więc lek na kokcydia (3 dni). Potem zaczął mi posikiwać ciemnym moczem, tak jakby nie trzymał. Dostał więc lek przeciw zapalny (2 dni). Potem wróciły biegunki - znów antybiotyk - 3 dni. Potem znów posikiwał małymi kropelkami - dostał przeciwzapalny i moczopędny. Pobraliśmy mocz do badania - wyszły czerwone krwinki. Wet kazał obserwować co się będzie działo, ale nie podał niczego, bo Tygrys był już wykończony tymi wszystkmi zastrzykami.
Jakby było mało 2 dni później przestał jeść. Zmuszałam go do jedzenia podając mu w strzykawce, podając smakołyki typu banan, ale on nie chciał jeść. Wet zdecydował się na zabieg przypiłowania zębów, bo stwierdził, że tylne zęby są trochę za długie i mają zadziory. Po wybudzeniu nadal nie jadł 3 dni (tylko siano chciał). Zmuszłam go trochę, ale z marnym skutkiem. Pojechaliśmy znów do weta i Tygrys dostał jakąś pastę do pyszczka - 2 dni. Zaczął jeść normalnie dopiero 5 dni po zabiegu. Odpukać na razie jest ok - fika, biega, łasi się, je. Czeka nas ponowne badanie moczu i kału. Mam nadzieje że czerwone krwinki już nie wyjdą, podobnie jak kokcydia.
Jak wszystko będzie ok to muszę do odrobaczyć, a potem zaszczepić.
Podsumowując koszty: 13 zastrzyków po 12 zł - ok. 160 zł, pasta 20 zł, zabieg ząbków 75 zł, badanie kału ok. 20 zł. Łącznie 275 zł plus paliwo do auta. Strat moralnych królika i moich nie da się policzyć. Ale zdrowie mojej pociechy - bezcenne. Cieszę się, że zachowuje się już normalnie (tfu, tfu żeby nie zapeszyć).
P.S Przy okazji bacznego oglądania wszystkiego co mu podawałam, zauważyłam, że w niektórych paczkach zuzali - babka szerokolistna- zdarzają się pajęczyny i strzępki pleśni (!). Zwróciłam im uwagę na ten fakt. Wymienili mi wszystkie zanieczyszczone paczki na nowe - ale piszę abyście zwróciły na to uwagę i w razie czego dzwoniły do producenta. Liście babki szerokolistnej są dość trudne do wysuszenia i jak nie dosuszą to wtedy może pojawić się pleśń. A pleśń jest bardzo toksyczna i może spowodować wiele dolegliwości i chorób. Nie piszę aby pogrążyć producenta, bo oni mają dobre rzeczy. Piszę aby zwrócić uwagę Waszą na konieczność oglądania zawartości i w razie czego kontaktu z producentem.