Moi Drodzy.
Zaczęło się kilka miesięcy temu - szybkie oddychanie, królica wręcz wyglądała jakby miała cały czas czkawkę w momencie gdy całe ciałko podyrgiwało w rytm przyspieszonego oddechu.
Rentgent wykazał płucka pełne jakiejś cieczy. Może z 10% było wolne. Well, zastrzyki przez 3 tygodnie, potem podawane do pyszczka leki dwa razy dziennie. Po półtorej miesiaca okazało się, że wydzielina zeszła, co pozwoliło zobaczyć serducho ale i ... guza (coś rakowego najpewniej).
Z tego co powiedział wet to jest guz faktycznie, być może jest on w płucach, natomiast uciska on serducho i wręcz przesunął już je nieznacznie... Co wiecej dociska tchawice zwierzaka do grzbietu co powoduje najpewniej owe trudności w oddychaniu... Z płuc wydzielina zeszła, zasadniczo królik nieco lepiej oddycha, ale sa dni, że jest ciut gorzej, to znaczy pokłada się i widać, że znowu oddech jest przyspieszony...
Teraz dylemat - kroić czy nie kroić. Jeśli nie - to cóż... wiadomym jest że prędzej czy później zwierzak dokończy żywota, a ma dopiero 3 lata, całe życie był chowany niemal pod kloszem, razem z drugim królisiem praktycznie nie siedzi w klatce, bryka po całym domu, karmienie i wszystko tip top, zwierzaczki czyste, zadbane - zatem ot, ślepy los... Leki nic nie zrobią, brak operacji to może miesiąc, a może rok życia...
Z kolei wet nie radzi operować, bo jakkolwiek może uda się wyciąć guza, to raczej przeszkodą jest po pierwsze obawa o operację tak blisko serca (maleńkiego wszak) po drugie późniejsza ruchliwość zwierzaka która jego zdaniem wpłynie na brak możliwości zasklepienia się rany, do tego lizanie, zrywanie szwów a siłą rzeczy po tak poważnej operacji raczej zalecany byłby spokój... My ludzie zadbany o swój spokój po czymś takim - króle zdaniem weta wpłynął na to, że będzie się to jadzić...
Kroić czy nie kroić?
Dylemat jest potężny - ale może z Waszego doświadczenia, czy rad, uda się coś wywnioskować... ?
Czekam niecierpliwie.
Pozdrowienia, Bruno