Przedwczoraj przezylismy chwile grozy. Póżnym wieczorem nasz mały uszatek (6-letni) wyszedł ze swojego legowiska i nagle upadł na bok, jakos tak dziwnie charczał, cały zesztywnial, głowa zaczęła wyginac mu się do tylu. Matko, mysleliśmy z mężem że on odchodzi. Mąż położył małego na kanapę - masował brzuszek, serduszko - ale króliczek nie mógł się podnieśc. trwało to chwilę, pózniej mąż wziął uszatka na ręce i powoli wszystko przechodziło. Ten diwny atak ustał. Później mały jadł i pił normalnie. Co to mogło być? Czy to jakiś atak epilepsji. A może to dlatego, że dałam mu kawałek liścia od kalarepy (ale to było około południa a atak był poźnym wieczorem). Nie wiem już sama, tak się boję że to początek końca
Ten nasz maluszek to generalnie jest chorowity a przychodnia weterynaryjna to prawie jego drugi dom
Ale ostatnio długo nie chorował.