My już po kastracji, siedzimy w łazience (bo tu najcieplej) Tadzio w transporterze a ja na podłodze u weterynarza stresu było co niemiara ale wszystko poszło ok, po za tym że mały oczywiście musiał się lekarzowi wyrywać i złamał pazur (znowu..) dokładnie jak to się stało nie wiem bo wtedy byłam już wyproszona do poczekalni
Ja dalej w nerwach bo jednak Uszka nie czują się jeszcze najlepiej, wiadomo mineło dopiero 30 min odpowrotu z lecznicy nie można się spodziewać że będzie się wyśmienicie czuł.. A za tydzień idziemy na zdjęcie szwów. Dziękuje wszystkim serdecznie za pomoc
i przepraszam że w tym wątku ale jak pisałam ciągle w tym to stwierdziłam że tutaj dam znać jak poszło.