Już ponad miesiąc mieszkają u mnie dwa maluchy z kwietniowej interwencji TOZ i SPK. Niestety nie mam warunków żeby je zatrzymać (Szczeżuja nie toleruje konkurencji, a mieszkanie małe) i sprawa zaczyna być bardzo pilna. Przechowalnie SPK pękają w szwach, a uszatki wymagają codziennej troski. Pokochałam maluchy bardzo i najchętniej oddałabym je prosto w ręce przyszłego odpowiedzialnego opiekuna, ew. kogoś, kto może się nimi zająć przez najbliższych parę miesięcy.
Króliki trafiły do lecznicy OAZA w bardzo złym stanie. Dwie dorosłe samice i szóstka maluchów, wszystkie wycieńczone, niedożywione, z posklejaną sierścią i zaawansowaną infekcją oczu prawdopodobnie nieleczoną od miesięcy. Tak naprawdę na początku nie wiedziano, czy pod pokładami ropy jakieś oczy jeszcze w ogóle są.... Dorosłe samice wcześniej niemal non-stop zachodziły w ciążę (co miesiąc lub częściej). Królica z młodymi była tak osłabiona, że nie miała czym karmić - obraz nędzy i rozpaczy. Dwa karmione butelką maluszki nie przeżyły. Pozostałe dzięki staraniom lekarzy zostały ślicznie odchuchane. W tej chwili żaden z uszatków nie przypomina obrazu sprzed 2 miesięcy: są śliczne, radosne, z lśniącą sierścią, i coraz bardziej rozbrykane. I tylko niektórych oczek nie udało się odratować... A oto "moje" dwa łobuzy - może ktoś się w nich zakocha?
KRECIK to cały czarny samiec. W wyniku infekcji stracił oba oczka. Chociaż jest całkiem ślepy, gdy zadomowi się w jakimś miejscu zupełnie nie daje tego po sobie poznać. Zna na pamięć układ pokoju, jest pierwszy do wychodzenia z klatki, brykania i odkrywania świata. Rośnie z niego niezły pieszczoch (choć przemywanie oczek coraz mniej mu się podoba), jest bardzo kontaktowy, uwielbia buszować po mieszkaniu i odkrywać nowe zakamarki oraz kopać nory w podłodze. Naukę czystości zdecydowanie utrudnia mu obecność w mieszkaniu dwu niesterylizowanych samic... mały łobuz bardzo pragnie im zaimpnować. W klatce załatwia się do kuwety (a i poza nią wie generalnie do czego kuweta służy).
PANNA MIGOTKA, jego siostra-równolatka, jest koloru gorzkiej czekolady, z szaro-błękitnym połyskiem, któremu zawdzięcza imię (nie da się tego opisać ani sfotografować, umaszczenie ma naprawdę piękne). Rośnie na coraz bardziej niezależną pannicę. Gdy tylko słyszy ruch w pokoju zwarta i gotowa czeka na wypuszczenie jej z klatki. Z radością bryka po mieszkaniu i wywija piruety na dywanie albo go podskubuje
. Udało jej się uchować jedno oczko, na którym ma jednak dość dużą zaćmę - prawdopodobnie widzi na nie bardzo słabo, może światło, ew. kontury. Załatawia się do kuwety w klatce i poza nią.
Oczka (zwłaszcza te, których nie ma, czyli ranki) wymagają obecnie codziennego przemywania (płynem fizjologicznym + roztworem jodyny), a w przyszłości zabiegu oczyszczającego (usunięcie resztek gałki ocznej, rzęs, zeszycie powiek). W przypadku Krecika byłyby to dwie osobne operacje z min. miesięczną przerwą, no i ew. zabieg kastracji jeśli byłaby taka potrzeba (u mnie wygląda na to, że rośnie z niego samiec alfa - ale być może jest to kwestia obecności dwu niesterylizowanych samic).
Kiedy do mnie trafiły, mieściły się w jednej kuwecie narożnej
Teraz maluchy mają prawdopodobnie ok. 4 miesięcy i rosną jak na drożdżach. Ważą niecałe 2 kg, dorosną prawdopodobnie do wagi 3,5-4 kg. Mają prześliczną, mięciutką i jedwabistą sierść, a codzienne zabiegi pielęgnacyjne sprawiły, że są cudnie oswojone. Potrzebują przestrzeni do brykania i codziennej porcji głasków. Obojgu zdarza zderzać się z meblami gdy za bardzo się rozbrykają, ale nie wydaje im się to przeszkadzać. Tak oswoiły mieszkanie, że nikt by nie powiedział, że są ślepe - radzą sobie świetnie. Ponieważ uczą się układu pokoju na pamięć, zmiana miejsca zamieszkania jest dla nich stresem jeszcze większym, niż dla przeciętnego królika