Tak się złożyło, ze od ponad tygodnia dzieci moich nie ma w domu a ja wychodzę rano - wracam wieczorem i królasy biegają tylko w małym dziecięcym pokoju.... pierwszego wieczoru wpadłam na pomysł, żeby ich może na noc nie zamykać przez ten czas ( no bo zawsze biegały po całym mieszkaniu a tu raptem 6 m kw. ) i tak też zrobiłam.
Pierwsze doby było wszystko dobrze oczywiście nabobkowane, nabrudzone sianem, gazetami pogryzione kartony no.... chlewik jednym słowem ( a że ja tylko tam wchodzę do nich i świnek morskich "zaklatkowanych" na biurku to uznałam z wrodzonego lenistwa, że co parę dni posprzątam
)
Jednak po paru dniach najwyraźniej moje króle ( nie wiem dokładnie który ale sądzę że to spółka, choć za "fizycznego" na pewno robił Franek- baranek
) się zaczęły nudzić atrakcją bezklatkowego życia na ograniczonej przestrzeni i urozmaiceniem, które dla nich przygotowałam.... dość powiedzieć, że jak wczoraj wieczorem wróciłam do domu i "dostałam się" do pokoiku to zamarłam
Dokładnie- najpierw nie mogłam wejść, bo wykładzina blokowała, próbowałam przepchnąć ale drzwi się na zawiasach unosiły
więc w końcu przez szczelinę włożyłam rękę i po paru próbach udało mi się podwinąć znaczny róg wykładziny- za drzwiami jest kąt
pokoju ( a psioczyłam na Tomka, żeby ją przykleił i dzięki Bogu tego nie zrobił
)i tak jakoś przedarłam sie do środka ufff ( już nieźle wk****a
)
Ale to co zobaczyłam spowodowało, ze mi ręce opadły i nawet złość przeszła, tylko nie wiedziałam czy śmiać się czy płakać
Klatka, która stała pod ścianą została wywleczona na środek pokoju ( nie wiem JAK oni to zrobili
) a za nia pod ścianą leżały płaty pięknie pozrywanej tapety i ... coś jeszcze ... co okazało gąbką ( oczywiście w kawałkach ) z pufy mojej córki.... ( jak to zbierałam to wyszło pół worka na śmieci
) którą kiedyś "drasnęła" Rysia
ale teraz panowie wykończyli z prawdziwym zaangażowaniem i dokładnością
Jak już zaczęłam głęboko oddychać .... zdałam sobie sprawę, że nie widzę ani jednego z moich dwóch (sporych zresztą) królików i zaczęłam iść tropem zabawek pluszowych i różnych innych zrzuconych z szafki ( tam gdzie Rysia się słodko bawiła z zabawkami i ze mną w chowanego ) na ziemię a na nich dziesiątek książek , książeczek, kartek z pracami moich dzieci, gazet dziecięcych.... które normalnie znajdują się na półce w szafce- na wysokości moich oczu .... podniosłam więc na tę półkę wzrok ( wchodząc do pokoju widzę boczną ścianę tego mebla) .... a tam te dwa potwory, bazyliszki, niszczyciele okrutni, szkodniki, GRYZONIE ( i niech się obrażają
) umościły sobie swoje męskie gniazdko- niczym jakieś cholerne kury na grzędzie
Leżą sobie ladaca rozwalone na bokach ( a ledwo sie mieszczą ) jak gdyby nigdy nic, brzuchy napasione - to co się będą zrywać i lecieć na dół, prawda?
posprzątałam pokój ( ponad godzinę mi to zajęło- i to tylko jako-tako posprzątałam) i zamknęłam cwaniaczków na noc do klatki
a co
Panowie oczywiście strasznie zaczęli się awanturować- szarpać pręty- drapać gryźć itd.- nie ma - dostali świeże sianko, granulat i.... zgasiłam światło i zamknęłam drzwi